Bo nie mam czasu na bieganie. No nie mam.
Wszędzie słyszę, że jak ktoś chce to wygospodaruje godzinkę dziennie. A to jest nieprawda. Bo ja bardzo chcę. Bardzo.
Ostatnio mój plan dnia wygląda tak:
Wstaję o 5:00, idę do pracy, po pracy wiadomo zakupy i w domu jestem koło 16:30.
I o tej właśnie porze zabieram się za przygotowywanie jedzenia, po czym z żarciem w jednej ręce zazwyczaj kontroluję dziecię swe przy odrabianiu lekcji. Tak więc, koło 17:30 ja jestem najedzona, dziecię albo dogorywa przy lekcjach, albo już skończyło, a jak nie skończyło to wie co ma robić, więc generalnie jestem wolna i mogłabym biegać.
I tu pojawia się problem. Bo z pełnym brzuchem biegać się nie da, więc trzeba odczekać 2 godziny. Przynajmniej mój organizm tyle potrzebuje co by mnie kolka nie atakowała w trakcie biegu.
Czekam więc wytrwale do 19:30 i jest to czas na przygotowanie kolacji dla rodziny. Ok, wyrabiam się ekspresowo i powiedzmy koło 20:00 mogłabym zacząć biegać. Najpierw rozgrzewka, potem z godzinkę bieg i skończyłabym koło 21:30. A tak się nie da, bo ja przecie rano wstaję o 5:00, więc potrzebuję snu. Ok, nie idę spać o 20:00, o nie, nie, ale zanim umyję włosy, wezmę prysznic, przygotuję sobie i dziecięciu ciuchy na rano robi się 21:30. A potem to mi się już nie chce. Bo wtedy to tylko marzę o cieplutkim łóżeczku i książce, co by chociaż przez pół godzinki poczytać, zanim zasnę.
Ech. Muszę rozwiązać jakoś ten problem bo zwariuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz