środa, 14 września 2016

wariacki weekend w Krynicy

Festiwal Biegowy w Krynicy Zdroju przeszedł do historii. Było tam kilka, kilkanaście czy dziesiąt tysięcy (nawet nie wiem, tłumy były) biegaczy. Byłam i ja.
Moja grupa biegowa pojechała tam w  piątek, ja twierdząc, że to nadmiar szczęścia biegać przez trzy dni pojechałam wraz z koleżanką do nich w sobotę rano. I jak tylko dotarłyśmy to zaczęło się biegowe szaleństwo.
Najpierw gnałyśmy na Bieg Kobiet z pensjonatu jakieś 800 m, a następnie przez 600 m dystansu lansowałyśmy się w pięknych tiulowych spódniczkach (w końcu bieg kobiet to kieckę trzeba było założyć) i w wiankach mojej własnej, osobistej roboty z czego popadło i co aktualnie rosło na okolicznych łąkach. Następnie z prędkością dźwięku przebierałyśmy te strojowe udziwnienia w normalne, wygodne biegowe ciuchy i pognałyśmy wraz z kolegami z grupy, którzy nie musieli tracić czasu na przebieranki (wiadomo, Biegu Kobiet nie biegli) w biegu Życiowa Dziesiątka z Krynicy do Muszyny. Bieg ogólnie świetny, bo cały czas delikatnie z górki, ale nie wtedy, nie w tym czasie, nie o tej porze. Żar lał się z nieba. Biegliśmy w 30 stopniowym upale. Ludzie padali po drodze jak muchy. Zdecydowanie życiówki zrobić tam się raczej nie dało. Tzn mi się nie dało i mnie podobnym, bo kilku osobom z mojej grupy się jednak udało (nie wiem jakim cudem, muszą być z żelaza).
Bieg ten na 10 km był moim głównym biegiem w Krynicy w ten weekend, bo resztę biegów dłuższych niż kilometr po prostu odpuściłam z powodu umęczenia tym upałem. A przyznam, że ambicje miałam duże, czyli biegać co popadnie. W końcu miałam zakupiony karnet na całe dwa dni biegania.
Po Życiowej Dziesiątce pobiegliśmy do pensjonatu aby się przebrać (znowu!!!). Tym razem w różne wymyślne stroje, bo czekał nas Bieg Przebierańców, na który wpadliśmy na start oczywiście w ostatniej chwili i z wywieszonymi jęzorami. Potem był jeszcze bieg Sztafeta Deptaka (po 1.2 km) i moje sobotnie oficjalne bieganie na tym się zakończyło. Piszę oficjalne, bo nadal biegałam od "biegu" do "biegu" kibicując tym śmiałkom z naszej grupy, którzy postanowili wziąć w nich udział.
Zatem ubiegałam się tyle, że w niedzielę rano nie miałam siły zwlec się z łóżka, a trzeba było wcześnie wstać bo mieliśmy wystawione dwie sztafety maratońskie z naszej grupy i pomimo tego, że nie biegłam to pobiegłam na główny deptak im kibicować.
W niedzielę po południu wzięłam udział w Biegu Kibica, takie 600 m dla pożegnania weekendu biegowego w Krynicy, bardziej dla zabawy niż na poważnie.
Piszę o tym wszystkim dopiero dzisiaj, bo wróciłam do domu po tym weekendzie taka zdechnięta jakbym spędziła ten czas ciężko pracując w jakiejś kopalni i kilka dni minęło zanim wróciłam do rzeczywistości.
Ale atmosfera była niepowtarzalna i stwierdziłam, że za rok również tam pojadę, tylko tym razem bardziej przemyślę swoje starty, nie rzucając się na jakieś 600 metrowe biegi tylko coś większego w sobotę i niedzielę i tyle. Na razie nie wiem co to będzie, może półmaraton w niedzielę. Nie wiem. Czas pokaże. Najważniejsze w tej chwili dla mnie jest to, że przebiegałam ten weekend bez żadnych większych bóli kontuzjowych, a to oznacza, że idzie ku lepszemu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz