Po weekendzie biegowym w Krynicy kiedy to szacowałam straty we własnych nogach analizując moje bolączki, te stare i nowe, w pewnym momencie stwierdziłam DOSYĆ
Nie samym bieganiem człowiek żyje, a jeśli tak to duży błąd. Trzeba ćwiczyć, wprawić w ruch całe ciało. Miałam już kilka, kilkanaście podejść do ćwiczenia w domu i jedno mogę stwierdzić, jak nie mam bata nad sobą to ćwiczyć nie będę. I nie dlatego, że nie chcę, ale za dużo jest rzeczy do zrobienia, załatwienia i jakoś tak ciągle czasu brakuje, a jak jest czas to i tak jest o wiele więcej ciekawszych rzeczy niż ćwiczenie.
I wtedy wpadła mi w oczy reklama w necie o dniach otwartych w klubie CrossFitowym. Zapisałam się i poszłam. Po pierwszych zajęciach byłam tak zmęczona, że miałam problemy z dotarciem do auta. Nie wspomnę już o tym, że trzy dni bolało mnie całe ciało. Miałam mega zakwasy. W czwartym dniu (gdy już mięśnie się zregenerowały) stwierdziłam, że chcę jeszcze, że to jest coś dla mnie i zapisałam się na kolejne zajęcia.
Tak oto zaczęła się moja przygoda z CrossFitem.
A co to jest ten CrossFit?
Wikipedia mówi, że jest to program treningu siłowego i kondycyjnego, który opiera się na wzroście dziesięciu najważniejszych zdolności siłowych uznanych przez specjalistów. Wykonanie ćwiczeń crossfit następuje w sposób intensywny, bez czasu na przerwę. W crossfit ćwiczy się jednocześnie podnoszenie ciężarów, sprawność atletyczną, odporność. Wyrabia odporność krążeniową oraz oddechową, siłę i wytrzymałość mięśni, rozciągliwość, szybkość, sprawność, psychomotorykę, równowagę i precyzję.
Efektem jest poprawa kondycji, siły, wydolności i szybkości czyli wszystkiego tego czego mi brakuje, a co potrzebuję przy bieganiu. Może dzięki tym ćwiczeniom zniweluję występowanie kontuzji w trakcie biegania. Na to liczę i w to wierzę.
Póki co jestem tymi ćwiczeniami zachwycona i to nic, że dzisiaj po ostatnich zajęciach bolą mnie ręce, bo trening w dużej mierze oparty był na podciąganiu na drążku i ćwiczeniach ze sztangą. Pobolą i przestaną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz