sobota, 26 sierpnia 2017

o biegu, jeziorze i pedałowaniu na Śląsku

No to żem sobie polatała dzisiaj. Mój pierwszy udział w biegu od lutego. Na Śląsk pojechałam dla tego biegu. VII Bieg Świerklaniecki "Piona Gwizdona" na dystansie 5 km zaliczony i oficjalnie wracam do biegania po tym cholernym złamaniu zmęczeniowym kopytka. No to się teraz znacznie, bo nic nie boli i teraz, kilka godzin po czuję, że chcę więcej, bo zaraz po biegu to nie czułam. Prawie płuca wyplułam na tym biegu, co by wstydu nie przynieść mojej drużynie żółtasów  i dobiec do mety poniżej 30 minut. Udało się - 29,12min  💪. Ale kondycja to chyba zapomniała, że biegamy i została przy starcie. Ciężko było. Oj ciężko.


Na ten bieg zapisałam się bardzo dawno temu, kiedy to moja złamana noga była jeszcze w strzępach, ale według moich obliczeń to dzisiejszy dzień to był właśnie ten czas kiedy wszystko powinno już być ok. Opłata startowa to tylko 15zł więc zaryzykowałam zapisanie, szczególnie, że miejsca rozchodziły się jak świeże bułeczki, a limit to tylko 250 biegaczy. Trasa idealna, bo w 80% po ścieżkach utwardzonych ale nie asfaltowych czy brukowanych, po parku więc idealnie.
Poza tym w okolicy było wiele ciekawych miejsc do zobaczenia, więc wymyśliłam, że pojadę tam z rodzinką z rowerami i po biegu popedałujemy po okolicy.
Tak też zrobiliśmy. Pojechaliśmy przez las sosnowy do jeziora Chechło-Nakło, objechaliśmy je dookoła i dodatkowo zahaczyliśmy o zalew Świerklaniecki. Pięknie tam, jest i przede wszystkim płasko, więc nie umęczyłam dodatkowo organizmu po biegu, tylko spokojnie, na luzie z przerwą na jedzonko nad jeziorem zwiedziłam z rodzinką okolicę.










niedziela, 20 sierpnia 2017

półwysep Peljesac wakacyjnie

Wakacje ... ponad 1400 km w jedną stronę, na 3 samochody, z dziećmi i jednym palaczem. Łatwo nie było. 17 godzin w drodze. Kilka krajów, dwie kontrolowane granice. Czy było warto?
Poniższe zdjęcia mówią, że tak.
Piękna pogoda, wspaniałe widoki, przejrzyste, ciepłe morze, mimo takiej odległości od kraju wokół sami Polacy i co najważniejsze ... wspaniała, wakacyjna ekipa, bo najważniejsi zawsze są ludzie. Gdziekolwiek nie jedziemy, cokolwiek nie robimy to nasi przyjaciele sprawiają, że wakacje są niezapomniane.
Chorwacjo, kiedyś do Ciebie wrócę, ale czy w to samo miejsce? Raczej nie, chociaż było pięknie. Życie jest za krótkie, a świat za duży, aby dwa razy urlopować się w tym samym miejscu. Jest jeszcze tyle do zwiedzenia, tyle do zobaczenia.

Poniżej moje wakacje w zdjęciowej pigułce:

Orebić - miasteczko na półwyspie Peljesac

miasto Korcula - wyspa Korcula

miasto Korcula na wyspie Korcula w południowej Dalmacji 

półwysep Peljesac - widok na Orebić Korculę i okolice

latarnia morska w Loviste, miasteczku na końcu półwyspu Peliesac

miasteczko Loviste

Medugorie w Bośni i Hercegowinie

Medugorie - góra objawień

zachód słońca nad półwyspem Peljesac

Ston - miasteczko na początku półwyspu Peljesac otoczone murem zwanym małym murem chińskim

Półwysep Peljesac znany z pięknych plaż, małych zatoczek i winnic

ponoć najpiękniejsza plaża na półwyspie Peljesac - plaża Divna co po chorwacku oznacza cudowna, piękna

zachód słońca w zatoczce Duba w miejsowości Duba Peljeska




powrót do Orebić'a z drugiej strony półwyspu

widok na półwysep Peljesac z najwyższego szczytu na półwyspie Sveti Ilija (961m n.p.m,.)

 Sveti Ilija (961m n.p.m.) - najwyższy szczyt półwyspu Peljesac, niby tylko 961m ale zaczynaliśmy od wysokości "0", więc 5 godzin wędrówki, ale warto było, widoki zapierają dech w piersi

widok ze szczytu  Sveti Ilija (961m n.p.m.) na półwysep Peljesac

widok ze szcytu  Sveti Ilija (961m n.p.m.) na półwysep Peljesac

 widok na Orebić

granaty rosną u nich w każdym przydomowym ogródku, zupełnie jak u nas jabłka

a Dubrownika tym razem nie zwiedzaliśmy chociaż było tak blisko, bo ilekroć jesteśmy w Chorwacji zwiedzamy to stare, piękne miasteczko, nosz ileż można ;)

środa, 2 sierpnia 2017

o kolejach przyjaznych rowerom, rowerowaniu i malowanej wsi

Pociągiem nie jechałam prawie  20 lat. Wspomnień miłych nie mam, bo było długo, męcząco, śmierdząco, wstrętnie. Jakież zatem było moje zdziwienie, kiedy to w ostatnią niedzielę skorzystałam z usług PKP.
Jako, że ja nadal rowerowa, a nie biegająca to plan był taki coby przejechać trasami Velo Dunajec i WTR (Wiślana Trasa Rowerowa) i na własne oczy zobaczyć jak Małopolska się rozwija rowerowo czyli jak wyglądają trasy Velo.
Jakiś czas temu wpadł mi w oczy ślad GPS (ktoś wrzucił w neta) na fajną wycieczkę rowerową. Trzeba było tylko dostać się do Bogumiłowic z rowerem (przed Tarnowem) pociągiem, a następnie przejechać trasą Velo Dunajec, przeprawić się promem przez ową rzekę, dojechać do Zalipia, zwiedzić tą malowaną wioskę, wrócić na trasę innym promem (trochę wyżej na mapie) i następnie wrócić do Krakowa WTR. Plan zakładał 116 km, bo wycieczkę zaczęliśmy w Puszczy Niepołomickiej wsiadając do pociągu "Koleje Małopolskie" na przystanku Szarów i tam też wróciliśmy na rowerach. Wyszło nam trochę więcej, bo zagubiliśmy się między tymi malowanymi domkami we wsi Zalipie, dzięki czemu zwiedziliśmy ją od podszewki i dołożyliśmy z 15 km do wycieczki. Ale to nic, największym stresem dla mnie było wejście do pociągu z rowerem, bo jak to wtargać to moje bydle po schodkach (tak sobie to wyobrażałam mając przed oczami wspomnienia sprzed 20 lat) i jak tak jechać z tym rowerem i skąd wiedzieć gdzie wysiąść. Pytań i wątpliwości tysiące.
Przyjechał pociąg, wcześniej szumnie zapowiadany przez megafon. Moim oczom ukazały się nisko usadzone drzwi, żadnych schodków. Wysiadła Pani konduktor, która od razu poinformowała nas, żebyśmy przeszli na koniec wagonu, bo tam są specjalne miejsca dla rowerów. Wow, pomyślałam, ciekawe. Oczywiście poszła za nami i pokazała nam gdzie i jak wpiąć rowery i obiecała, że powie gdzie wysiąść.


Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że w sumie nie musi nas informować, bo się okazało, że w wagonie, muszę dodać czystym, pięknym, pachnącym, co kawałek przy suficie uwieszony był ekranik, na którym pokazany był nasz przystanek i kolejne, i gdzie jesteśmy i z jaką prędkością jedziemy i nawet ile mamy opóźnienia (było całe 3 minuty). Byłam, i chyba nadal jestem zszokowana komfortem jazdy. Pod każdym siedzeniem było gniazdko, gdzie można podpiąć laptopa, siedzenia wygodne, komfortowe. Pani konduktor, oczywiście jak obiecała tak zrobiła, więc przed naszym przystankiem, gdzie mieliśmy wysiąść przyszła, pomogła nam odpiąć rowery i odprowadziła nas do drzwi ucinając sobie z nami miłą pogawędkę. Koleje Małopolskie rewelacyjne, wszystkim będę polecać. Do tego przejazd między Szarowem a Bogumiłowicami kosztował nas tylko 6 zł od osoby + 7 zł za rower. Bilet kupiony oczywiście internetowo, więc nie trzeba było szukać kas.
Co do wycieczki, to świetny pomysł na aktywne spędzenia dnia. Jedynym minusem dla nas była pogoda, bo panował straszny upał. Ale jeśli ktoś planuje zwiedzić Zalipie to rower do tego nadaje się rewelacyjnie. Ja myślałam, ze ta wieś jest w formie skansenu, czyli wszystko w jednym miejscu i nachodzić się nie trzeba, a wszystko się oglądnie. Prawda jest taka, że aby zobaczyć wszystkie domki malowane i studnie i nawet ule to trzeba przejść przez całą wieś, więc zrobić od 5 do 10 km. Dlatego rower do tego zwiedzania nadaje się idealnie, bo autem też można przejechać ale wiele pięknych malowanych elementów może nam umknąć.

Poniżej kilka fotek:
trasa rowerowa Velo Dunajec

Dunajec

Zalipie

Zegar Słoneczny przy Domu Malarek w Zalipiu

Malowana Wieś Zalipie


prom przez Dunajec (oczywiście darmowy)

Trasa WTR (Wiślana Trasa Rowerowa)

Trasa WTR (Wiślana Trasa Rowerowa)

Trasa WTR (Wiślana Trasa Rowerowa)