piątek, 23 grudnia 2016

jak to głowa wysłała mnie do lasu

Wszystkich ogarnęło przedświąteczne szaleństwo. To co się dzieje w sklepach, na drogach to przyprawia o zawrót głowy. Ja kobieta pracująca wszystkie swoje przedświąteczne przygotowania zostawiłam na dzisiaj, bo sobie wymyśliłam, że jak mam dzień urlopu to ze wszystkim spokojnie się uporam. Nie przewidziałam tylko jednego....
Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. Od kilku dni pobolewa mnie głowa, ale nie tak jak dawniej, że czoło boli tylko tam bardziej na górze. Czyżby mózg? haha, bo migren żadnych nigdy nie miałam. A poważnie to walczę ostatnio z lekkim przeziębieniem, czyli katar, gardło i ten ból głowy to może jakiś efekt uboczny przeziębienia. Nie wiem, nie miałam czasu w to wnikać tylko faszerowałam się tabletkami przeciwbólowymi i ból łagodniał albo całkiem znikał. Dzisiaj pomimo tabletek nie chciał minąć, a wręcz się nasilał. Jakoś zwlekłam się z łóżka, śniadanie sobie, dziecku, psu, kotu (mąż w pracy) jeszcze udało się jakoś zrobić, potem nakarmienie pralki brudami, opróżnienie zmywarki gdy wyprała moje naczynia, ot normalne czynności, które powinny mnie rozkręcić co bym wpadła w wir wielkich porządków. I to wszystko z bólem głowy. Gdy zupełnie mi sprzątanie nie szło, to zabrałam się za ubieranie choinki, też oczywiście jakoś tak ślamazarnie. Choinka ta sama co każdego roku, sztuczna 3-metrowa, więc owleczenie jej w światełka i ozdoby stanowi nie lada wyzwanie czasowe. W połowie ubierania choinki z moim bólem głowy pomyślałam, że może by tak się trochę przewietrzyć to mi przejdzie, bo w takim tempie to potrzebuję tydzień na porządki przedświąteczne, a nie jeden dzień.
Zostawiłam więc rozgrzebany dom jak po przejściu tsunami, bo choinka była do połowy ubrana, a reszta ozdób walała się po salonie, przebrałam się w ciuchy biegowe, spakowałam psę do auta i pojechałyśmy do lasu, takiego większego, więc kilka kilometrów trzeba było dojechać.
Tak się w tym lesie rozkręciłam, że marszobiegiem zrobiłyśmy razem z moją psą prawie 10 km w godzinę i 10 minut. Odpoczęłam psychicznie, zmęczyłam się fizycznie, ale tak pozytywnie, a głowa przestała boleć. Psa szczęśliwa, bo się wybiegała, ja też, bo wróciłam do domu bez żadnego bólu i to jeszcze ze spalonymi 600 kaloriami.  Kondycję przez to, że nie biegam mam fatalną, ale najważniejsze, że noga (ta przez którą przestałam biegać, bo mi się zepsuła) wcale nie bolała i nie boli. Owszem, w trakcie biegu trochę ją czułam, ale nie można tego było nazwać bólem.
To było to czego mi było trzeba. Walnąć wszystkim i odreagować biegając po lesie.
Teraz mamy wieczór. Choinka ubrana, dom wysprzątany, pranie w ilości hurtowej zrobione. Jeszcze została mi góra prasowania, ale tym spokojnie zajmę się jutro.
Wszyscy życzą z okazji świąt, żeby się zatrzymać w tym szaleńczym trybie życia, a nadal biegają robiąc przedświąteczne zakupy, porządki itp. itd., a potem przychodzą święta i padają ze zmęczenia.
Ja się dzisiaj zatrzymałam. Tak naprawdę zatrzymałam na te dwie godziny (bieganie+dojazd). Oderwałam od obowiązków, zresetowałam i to było super. I zdążyłam ze wszystkim, a gdybym nie zdążyła, to co. To nic.  To nie była by ubrana choinka i świat też by się nie zawalił.






niedziela, 18 grudnia 2016

świąteczny trening biegowy w Puszczy Niepołomickiej

Dzisiejsze przedpołudnie spędziłam w Puszczy Niepołomickiej, gdzie jak co roku od 5 lat, odbywał się trening opłatkowy dla biegaczy z Krakowa i okolic organizowany przez KKB Dystans i grupę Niepołomice Biegają. Trening ten wygląda tak, że wszyscy zbierają się na parkingu w puszczy. Stamtąd biegnie się do Czarnego Stawu w głąb puszczy (do wyboru dwie trasy, krótsza 6km i dłuższa - chyba koło 11 km). Tam nad Czarnym Stawem wszyscy łamią się opłatkiem i składają sobie życzenia. Po czym wraca się tą samą trasą na parking, gdzie czekają ciasteczka, herbatka i izotoniki przygotowane przez organizatorów.


Niesamowita atmosfera, wspaniali, uśmiechnięci ludzie, cudowne otoczenie przyrody i ta serdeczność bijąca od wszystkich. Uwielbiam te coroczne spotkania. Był to mój drugi udział w opłatku biegowym, bo w tamtym roku też byłam i też tak jak teraz czuło się zbliżające święta.
Przebiegłam do Czarnego Stawu te 6 km 400 m czując lekki ból pasa biodrowo-piszczelowego, dlatego chuchając na zimne z powrotem na parking wróciłam transportem zorganizowanym dla niebiegających, kontuzjowanych, dzieci i zwierząt (organizatorzy jak zwykle pomyśleli o wszystkich). 
Pomimo tych drobnych niedogodności  w postaci pobolewającego kopytka spędziłam wspaniałe niedzielne przedpołudnie w świetnym towarzystwie i nawet tak bardzo nie zmarzłam chociaż pogoda do najprzyjemniejszych nie należała. Nawet bardzo mroźno nie było, ale ta wilgotność powietrza, brrr.

niedziela, 11 grudnia 2016

pierwsze zawody biegowe z moją psą reniferką

Ha!!! Mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że V Krakowski Nocny Bieg Św.Mikołajów i śnieżynek mamy zaliczony. My, bo biegłam z moją psą ubraną w rogi renifera. To były jej pierwsze zawody biegowe i spisała się rewelacyjnie. Trochę ciągnęła jak zobaczyła innego psa, ale była do opanowania, nie wlekła mnie za sobą, nie zważając na nic, tylko usłuchała, że ciągnąć Pani nie wolno. Do tego została wygłaskana przez wszystkich tych, którzy się akurat napatoczyli, bo jak się widzi taką kupkę radości z jęzorem dyndającym z pyska ze szczęścia to aż same ręce pchają się do głaskania. Przetruchtałyśmy powolutku jedno okrążenie Błoń, czyli ok 3 km. Nie chciałam biegać całości, czyli 10 km, bo po pierwsze moja noga nie jest do końca sprawna a po drugie tak młody pies, któremu jeszcze kształtują się mięśnie, ścięgna, stawy, nie powinien się bardzo forsować.
Najważniejsze, że medal dostałam i to bardzo ładny, bo przecież ja biegam dla medali. Nie dla wyników, rekordów czy podium, tylko dla medali, które dostają wszyscy którzy ukończą bieg i dopełzną do mety.


Piszę o tym dopiero dzisiaj, bo niestety na bieg wybrałam się za wcześnie, długo musiałam czekać, zmarzłam okrutnie i lekkie przeziębienie mnie męczyło przez te kolejne dni. Dzisiaj jest już lepiej, katar odpuścił i spokojnie mogę napisać kilka słów o tym koleżeńskim, charytatywnym biegu, w którym wzięło udział ponad 80 osób.


piątek, 2 grudnia 2016

strach przed bieganiem

To wszystko jest takie popaprane. Od miesiąca nie biegam, bo po Biegu Niepodległościowym odnowiła mi się kontuzja. Pasmo biodrowo-piszczelowe na każdym kroku, a raczej przy każdym kroku i to nie tylko tym biegowym ale i spacerowym dawało mi znać, że jest i ma się całkiem niedobrze, czyli w skrócie bolało jak chol.......a. Już nie boli. Przy pomocy rehabilitanta, fali uderzeniowej, odpoczynku, ćwiczeń rozciągających, rolowania itp. itd. udało się je (to pasmo) jakoś doprowadzić do stanu prawie prawidłowego. Prawie, bo czuję jeszcze, że mięśnie w tej zepsutej nodze są trochę słabsze, ale już nie boli i niby mogłabym spróbować pobiegać ale .......
No właśnie. Ale się boję. Normalnie się boję, że pobiegam trochę i znowu będzie to samo, znowu będzie bolało i znowu kolejne tygodnie, miesiące będę miała wyłączone z aktywności. Ech.
Za kilka dni 6 grudnia w Krakowie ma odbyć się Bieg Św. Mikołajów i Śnieżynek. Taki koleżeński bieg organizowany przez Krakowski Klub Biegowy Dystans co roku od 5 lat z okazji Mikołaja. Ma on formę charytatywną i to mi się w nim bardzo podoba. Zresztą ma on swój klimat, piękny i niepowtarzalny. Krótko mówiąc zgraja Mikołajów, Mikołajek i Śnieżynek biegnie naokoło Błoni, bo w regulaminie jest zapis, że zaleca się start w biegu w stroju lub elemencie stroju Świętego Mikołaja lub Śnieżynki. Dystans to 10 km czyli 3 okrążenia wokół Krakowskich Błoni, ale można skończyć po jednym okrążeniu  i również otrzyma się symboliczny medal.
Tak sobie wymyśliłam, że wzięłabym ze sobą moją psę ubraną w rogi renifera, bo takowe psie rogi renifera posiadam. Ja oczywiście wystąpiłabym w moim stroju Mikołajki i przetruchtałybyśmy to jedno okrążenie więc około 3.5 km. Plan świetny. Moja psa byłaby przeszczęśliwa mogąc pobiegać sobie w takim tłumie ludzi, bo to pies towarzyski jest i lubi gdy wokół coś się dzieje. Ja pewnie jeszcze bardziej byłabym zadowolona niż psa, bo spędziłabym czas aktywnie wśród wielu znajomych twarzy tylko jest jeden mały problem. .. ja się boję biegać :(
Po tylu przejściach, bólach, nawracających kontuzjach boję się biegać. Pewnie to dlatego, że nie czuję się jeszcze do końca sprawna i jak sobie pomyślę, że znowu będzie bolało to aż mi się nie chce. Nie wiem co zrobię, bo chciałabym, a się się boję i dlatego to popaprane takie wszystko jest.