wtorek, 28 lutego 2017

biegowy luty

Uwaga, czytajcie szeptem, bo boję się o tym mówić głośno, żeby nie zapeszyć. W lutym przebiegłam 131 km. Tak, tak, właśnie. Jak na mnie to bardzo dużo, jak na mnie to oznacza, że ... i teraz uwaga - szeptem: że wracam powoli do biegania.
Skąd tyle kilometrów?
Ano uzbierało się z treningów i biegów - bo wzięłam udział w lutym w całych dwóch zawodach biegowych: Biegu Walentynkowym w Krakowie i biegu charytatywnym "Biegaj Sercem" w Myślenicach.
Dystans tych biegów był maleńki, ale zawsze coś. Większość kilometrów nabiłam na treningach. Ot tak po prostu wychodziłam z domu i biegłam, prawie jak Forest Gump haha.
Czy coś mnie boli?
A owszem, bolało, boli i pewnie będzie boleć. Ale to takie niegroźne bolączki buntujących się kopytek, które nie ma co ukrywać, ostatnio przez długi czas przyzwyczajone były do lenistwa  i braku ruchu.
Skąd wiem, że niegroźne te bóle?
Ano po pierwsze, bo poboli i przestaje po rozciąganiu i rolowaniu, a po drugie mogę się chyba zacząć nazywać specem od kontuzji, bo miałam większość tych opisywanych na stronach dla biegaczy i po prostu wiem, że to nic poważnego. Tu zakuje kolano, tam zaboli czworogłowy, innym razem łydki się zbuntują udając, że są z ołowiu. Obserwuję dokładnie swój organizm przed, w trakcie i po bieganiu. starając się wyłapać wszelkie odchylenia od normy. Na razie jest ok i żeby tak pozostało, bo mam na ten rok wieeeelkie plany biegowe, no może bardziej marzenia niż plany, ale jakiś cel (nawet taki mało realny) trzeba mieć.


czwartek, 16 lutego 2017

Bałtyk zimą, czyli parę słów o feriach

Jestem ...
Chciałam, naprawdę chciałam zamieścić kilka zdjęć zaraz po powrocie z ferii nad Bałtykiem co by stanowiły pamiątkę za te kilka lat kiedy już daty i wydarzenia zaczną mi się zacierać i zlewać w jedno, ale ten tydzień (wróciłam w sobotę) to jest bardzo intensywny i szalony tydzień i nagle, nie wiedzieć czemu zrobił się czwartek, a tu zdjęć jak nie było tak nie ma. Pora zatem to zmienić.
O Kołobrzegu gdzie spędziłam tydzień mogę powiedzieć tyle, że miasteczko ładne, takie małe, przyjemne, zadbane. Pełno alejek spacerowych, ścieżek rowerowych, więc było gdzie biegać. Plaża szeroka, wzdłuż ulokowane pełno knajpek i kawiarni gdzie o tej porze roku można się było napić pysznej gorącej czekolady z bitą śmietaną. Pewnie w lecie, kiedy to miasteczko zostaje nawiedzonę przez tłumy urlopowiczów nie jest już tak przyjemnie, ale o tej porze było super. Najodowałam się, nawdychałam czystego powietrza (mogliby u nas w Krakowie takie w butelkach sprzedawać - kupiłabym) , odpoczęłam.

tak jest prosić męża, żeby mi zrobił zdjęcie jak karmię łabędzia

ach, ech, było gdzie biegać



te fruwające piękności wcale się nie bały i chętnie pozowały do zdjęcia


pogoda była nieprzewidywalna, w jeden dzień chmury, wiatr, śnieg, a w następny piękne słońce i wiosenna pogoda



molo w Kołobrzegu

i kołobrzeska latarnia morska 


jakby się tak zamyślić to można było dobiec tą ścieżką do Ustronia Morskiego, to tylko 12 km