wtorek, 11 lipca 2017

weekendowe zmęczenie materiału

Ponoć weekend jest do odpoczynku, dla normalnie pracującego człowieka, czyli od poniedziałku do piątku. Tak mnie uczyli, tak było, a przynajmniej tak powinno być. Dzisiaj mamy środę i mogę w końcu powiedzieć, że już odpoczęłam po weekendzie. Tak, potrzebowałam prawie 3 dni na regenerację. A moje męczarnie weekendowe wyglądały tak:
W piątek wzięłam sobie urlop co by pojeździć z koleżanką na rowerach. Miałyśmy pojechać Wiślaną Trasą Rowerową od Skawiny w stronę Oświęcimia. Ot takie 60 max 70 km sobie zakładałyśmy. Zrobiłyśmy ponad setkę, ja 108, a ona 111 km (rozbieżność stąd, że każda musiała do swojego domu dojechać). I nie były to takie lajtowe kilometry, tylko gnałyśmy jak strusie pędziwiatry, bo każda miała jakieś plany na piątkowe popołudnie (wyjechałyśmy rano).



Sobota skoro świt wyjechałam z rodzinką do nad jezioro Rożnowskie, ot tak pod namioty, na weekend. Pod namiotami nie byliśmy chyba trylion lat, a że znajomi brali udział w niedzielnym biegu w Gródku nad Dunajcem i też wybrali się na weekend, to stwierdziliśmy, że dotrzymamy im towarzystwa, poplażujemy, popływamy, pogrillujemy, a w niedzielę pokibicujemy na trasie biegu. I niby brzmi to tak leniwie i odpoczynkowo, ale w rezultacie to był bardzo aktywny, szybki i fizycznie męczący weekend. Owszem, psychicznie odpoczęliśmy niesamowicie, takie odbicie od rzeczywistości, ale tyle się nachodziłam, że nawet noga, ta prawie wyleczona się zbuntowała i zaczęła boleć. No bo to do sklepu, to gdzieś po jedzenie, to do toalety, to na plażę, do wypożyczalni sprzętu wodnego, to tam czy siam, o rozkładaniu namiotu już nawet nie wspomnę, bo namiot był pożyczony od rodziców, a więc rozkładany pierwszy raz i szło nam to bardzo mozolnie.
Do tego noc pod namiotem to dla mnie była nieprzespana noc, bo chociaż nasza grupa położyła się grzecznie o północy spać, bo rano większość brała udział w biegu, to inni namiotowicze imprezowali do 4:00 nad ranem i za żadne skarby (ja nauczona zasypiać w ciszy) usnąć nie mogłam. Gdy w końcu imprezowa młodzież popadała i można było zmrużyć oko, bo skończyły się piski, krzyki, śmiechy itp. to o 6:00 pobudziły się wyspane  dziadki i zaczęły się poranne rozmowy przy kawie.
Nie, nie narzekam, bo taki wypad weekendowy to świetna sprawa i raz na jakiś czas można w ten sposób spędzić czas, szczególnie jak się jedzie z fajnym towarzystwem, jednak wszystko to, czyli niewyspanie, imprezowanie, plażowanie i niedzielne kibicowanie złożyło się na potworne zmęczenie fizyczne. Dzisiaj już mi lepiej, czuję się wypoczęta i zaczynam planować kolejny intensywny weekend, a raczej dogrywać już zaplanowane rzeczy, bo lato jest krótkie, szybko minie i trzeba z niego wycisnąć co się da.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz