niedziela, 12 lipca 2015

jak nie urok to ...

Ktoś kiedyś powiedział, że największym paradoksem współczesnych czasów jest to, że mając całą wiedzę świata przy sobie w postaci internetu w komórce oglądamy głupawe obrazki o śmiesznych kotach.
To ja teraz się z tym nie zgadzam. Internet to jest jeden wielki śmietnik, a ja przed chwilą czułam się jak jakiś kloszard przeszukujący śmietniki Neapolu w poszukiwaniu czegoś nadającego się do jedzenia.
Tak zepsułam się. ZNOWU!!! Nie, nie moja słynna już strzałka, ona hula bez zarzutu. Tym razem problem leży w drugiej nodze.
Przeszłam zatem przez fora internetowe (naprawdę na świecie jest tyle idiotów? ) przez przeróżne poradniki  i artykuły o kontuzjach biegaczy i albo słowa nie było o moim nowym bólu, albo napisali i tu cytuję:
"Ból z przodu uda - U biegaczy praktycznie się nie zdarza. Czworogłowy jest mocnym mięśniem."
No halo, albo nie jestem biegaczką, albo to pomiędzy kolanami a tyłkiem to nie uda, bo to mnie właśnie boli i to z przodu i delikatnie z zewnątrz.
Zaczęło się po biegu w Pogoni za Żubrem, czyli 2 tygodnie temu. Najpierw myślałam, że to zakwasy, bo ból był bardzo podobny, ale minęło kilka dni i ból nie zniknął. Tzn. zniknął jak siedziałam, ewentualnie trochę chodziłam, ale jak pobiegałam to wracał. W trakcie biegu czułam to miejsce: pulsowało, delikatnie kuło, a po biegu kiedy już mięśnie ostygły i próbowałam się ruszyć to bolało jakby ktoś mi wbił pół metrową igłę w to udo. Ból promieniował przez tyłek, kręgosłup i kończył się z tyłu czaszki.
Najgorzej jest rano po wieczornym biegu dzień wcześniej. To dopiero pobudka, gdy zwlekam się na pół przytomna z łóżka na dźwięk budzika, staję na tej nodze, a tu kłucie. Od razu jestem przytomna i to bez kawy.
Dzisiaj połaziłam trochę po Beskidzie Wyspowym, niby góry, a nie góry, bo do tatrzańskich szczytów im daleko, ale też piękne. Mój gps pokazał 14km i 600m przewyższenia. Spokojnym tempem bo z dzieciem moim, mężem kanapowcem, dziadkami i jamniczką (chociaż ta ostatnia wymiękła na końcówce i trzeba było zapakować bestię do plecaka i nieść, bo miała dosyć). Za bardzo się zatem nie forsowałam, a teraz kilka godzin po powrocie mięsień czworogłowy boli (chociaż w trakcie wędrówki tylko delikatnie czasami ukuł, tak delikatnie, że gdybym nie była przewrażliwiona to pewnie nawet bym nie zauważyła). I nawet mi się myśleć nie chce co dalej, bo jednak wychodzi na to, że samo nie przejdzie. Ciągle coś, jak nie urok to sraczka. Nie, ładniej brzmi, że jak nie urok to przemarsz wojsk, a znaczy to samo.
Nieważne.
Pytanie brzmi, kiedy ja się będę mogła w końcu cieszyć bieganiem?

Poniżej kilka fotek z Beskidu Wyspowego, trasa z Laskowej na górę Kamionna







1 komentarz:

  1. mówi się, że biegacz jest albo po kontuzji, albo w trakcie, ewentualnie tuż przed. ciężki żywot biegacza.

    OdpowiedzUsuń