poniedziałek, 9 lipca 2018

Bieg o Pierścień Św. Kingi

W sobotę zawitałam do Bochni. Znajomi brali udział w biegu o Pierścień Św. Kingi, a że większość startowała w biegu na 3 km (bieg główny to 10 km), więc stwierdziłam, że przetruchtam sobie tą trójkę z moją psą, tak obserwacyjnie by sprawdzić przed wizytą lekarską, którą mam we wtorek, jak zachowuje się ta moja zepsuta noga. Mój syn, jak usłyszał, że jadę z huskim, to stwierdził, że on tez by się chętnie przebiegł i żeby go zapisać. Mąż miał z nami jechać jako kibic i wsparcie techniczne, ale niestety musiał zostać w domu z naszym nowym, malusim członkiem rodziny.
Trochę się bałam o mojego futrzaka, bo było bardzo gorąco i słonecznie, ale pomyślałam sobie, że najwyżej sobie dojdziemy spokojnie do mety, a przynajmniej będę miała na kogo zgonić ten fatalny czas i miejsce jedno z ostatnich.


Trasy nie znałam, bo jakoś się tym zupełnie nie interesowałam, a szkoda, bo w trakcie biegu się okazało, że ona płaska nie jest. Pierwsze 1.5 km było z górki, więc moja psa, jeszcze pełna energii, gnała ile sił w łapach, tak że pierwszy kilometr pokonałyśmy z czasem 4'51''.  Próbowałam rozpędzoną bestię hamować, ale niestety więcej się umęczyłam niż jakbym puściła się pędem za nią więc po kilkudziesięciu metrach prób hamowania odpuściłam i przebierałam nóżkami tak szybko jak mogłam. Przez to złapała mnie mega kolka, która już została ze mną do mety, a poza tym jak się zbiegło w dół to trzeba było wyleź do góry, a moja psa zmęczona gnaniem i żarem lejącym się z nieba nie miała specjalnie ochoty na bieganie pod górkę, więc przez kolejne i zarazem ostatnie 1.5 km musiałam ją za sobą ciągnąć. Ale bieg ukończyłyśmy. O czasie nie będę pisać, bo nie warto. Noga pulsowała, ale jakoś specjalnie nie bolała, ani w trakcie, ani po biegu, ani tym bardziej (co jej się często zdarzało) na drugi dzień rano po wstaniu z łóżka, więc może ona już jest prawie naprawiona. Okaże się we wtorek, gdy pan doktor oglądnie płytkę z tomografii.
Wracając do biegu to organizacja świetna, medale ładne, a i towarzystwo, z którym byłam rewelacyjne, więc sobotnie popołudnie było bardzo udane.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz