środa, 11 czerwca 2014

przychodzi baba do lekarza ...

Mam alergię na lekarzy. Zdecydowanie nadajemy na innych falach. Ja pracując oddaję się całkowicie temu co robię i uważam, że taki lekarz powinien robić dokładnie to samo. Jeśli jest niedouczony to powinien się podszkolić, jeśli jest znudzony, powinien odpocząć, ale gdy leczy to ma leczyć, a z tym różnie bywa.
Takie moje gadanie nie wzięło się z niczego. Kilka lat temu miałam tą nieprzyjemność przechodzić przez świat lekarzy i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że prawdziwego lekarza, takiego z powołania, z doświadczeniem, z podejściem do pacjenta, z wystarczającą wiedzą medyczną to ze świecą trzeba szukać.
Od tamtej pory trzymam się z daleka od przychodni, szpitali itp miejsc.
Niestety w poniedziałek zmuszona byłam przekroczyć próg przychodni.
Zaczęło się od tego, że załatwiłam sobie gardło, tzn nie ja sama, klimatyzacja. Oczywiście postanowiłam sama się wyleczyć i pewnie tak by było, gdyby nie pewna paskuda pod moim kolanem, którą odkryłam rano. Kleszcz. Zupełnie mnie kleszcze nie obrzydzają, bo wyciągam te obrzydlistwa codziennie w ilościach hurtowych mojej kocie i zdążyłam się przyzwyczaić.

Złapałam więc pensetę i sruu, wyrwałam. Okazało się jednak, że połowa została i powstał problem, bo już się tego wyciągnąć nie dało. Na szczęście (albo nieszczęście) moje koleżanki z pracy postanowiły przeprowadzić operację bez znieczulenia, biorąc w łapy igłę, pensetę, lupę. Rozdziabały mi tą nogę, krew tryskała jak z zarzynanego świniaka i wszystko byłoby ok, gdyby przy tym nie gadały, że "o ile krwi", " coś ta igła tępawa", "trzeba wbić głębiej" i takie tam teksty z sali operacyjnej hehe. Im więcej się przewijało słów "krew" i "igła" tym bardziej robiło mi się gorąco. W końcu jak mi ta noga zaczęła drżeć to zauważyły, że odpływam. Tak, zesłabiło mnie, co mi się nigdy nie zdarza. Najważniejsze, że operacja wyciągania kleszcza przebiegła pomyślnie. Nie chcę tylko sobie przypominać czym mi tą nogę dezynfekowały. Brrr. Dlatego postanowiłam jednak pójść do lekarza po antybiotyk.
Tak, poszłam, powiedziałam co mi jest, powiedziałam jaki potrzebuję antybiotyk, żeby mi wyleczył gardło i od razu zapobiegł ewentualnej boreliozie.
Oczywiście dostałam. Pan "lekarz" rozluźniony, że myśleć nie musi przepisał mi co prosiłam i sądził zapewne, że się mnie pozbył. A ja wiedząc, że szybko nie przekroczę progu przychodni, zaczęłam wypytywać o to moje bolące kolano, które mnie boli przy bieganiu, jak przekraczam dystans 13-14 km.
Zapytał tylko gdzie boli. Pokazałam, że "chyba tu". Zapytał, czy puchnie. Powiedziałam, że "chyba nie", bo przecie co ja mogę wiedzieć po biegu gdy naładowana jeszcze jestem endorfinami i świat wydaje się piękniejszy. Nawet bolące kolano wtedy to pestka.
Po zadaniu tych dwóch pytań diagnoza została postawiona.
Mam nie biegać.

Nie wiedziałam, czy śmiać mu się prosto w oczy, czy zaczekać, bo Pan "lekarz" zaczął wykład, z czego składa się kolano. Hm. Stwierdziłam, poczekam, niech się wygada, bo ja z tych kulturalnych staram się być (chociaż resztką sił powstrzymywałam się przed wyjściem i trzaśnięciem drzwiami), a dyskutować z nim nie miałam siły, ani warunków (powoli traciłam głos).
Przeczekałam cierpliwie 10 minut gadania o budowie kolana i wyprułam stamtąd obiecując sobie, że szybko nie wrócę.
Wiem, może ja mam pecha do lekarzy i zapewne większość jest porządnych, a tylko ja trafiam na takie wyjątki. Ale jak można na podstawie zadanych dwóch pytań i niepewnych odpowiedzi postawić diagnozę, że mam zakończyć przygodę z bieganiem, bo i tak nic z tego nie będzie. Ani prześwietlenia, ani dodatkowych badań, ani skierowania do specjalisty, ba, nawet dodatkowych pytań nie było, nic.
W sumie to powinnam się cieszyć, że na gardło z kleszczem w parze dostałam antybiotyk, a nie np. zakaz jedzenia (bo gardło boli), bo wtedy to chyba musiałabym sobie kupić trumnę, położyć się i czekać.
Ech.
Być może ta moja awersja do lekarzy przesłania mi rzeczywistość i dopatruję się samych negatywnych zachowań, nie widząc tych dobrych. Może. Nie wiem, nie chcę wiedzieć. Szybko tam nie wrócę, mam nadzieję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz