środa, 5 listopada 2014

szumi i wyje

Mamy listopad. To najbardziej ponury miesiąc w roku, już nie ma złotej jesieni, a jeszcze nie spadł śnieg. Szaro, buro i paskudnie.


Tak jest zazwyczaj, ale nie w tym roku. Dzisiaj o godz. 14:00 termometry w Krakowie wskazywały  22 stopnie ciepła. Piękne, błękitne niebo i te liście wirujące wszędzie. Mamy halny. Ja wiem, że ten wiatr potrafi niszczyć dachy, zwalać drzewa, uszkadzać słupy elektryczne, ale mimo tego ja bardzo go lubię, bo jest ciepło. I to nic, że robi z moimi włosami co chce i wyglądam jakbym wracała z sabatu czarownic, i to nic, że czuję te podmuchy wiatru przy szybszej jeździe w moim małym autku i źle mi się prowadzi, to wszystko nic, bo ciepło, słońce i to przejrzyste niebo rekompensuje wszystko. A do tego uwielbiam jak wieje w nocy. Super mi się śpi przy takim szumie i wyciu wiatru. Jest jak kołysanka do snu.
Tak, to jest mój optymistyczny wpis, taki pierwszy chyba od dłuższego czasu, kiedy nie marudzę, że boli mnie noga i kiedy w końcu moja szklanka jest znowu do połowy pełna, a nie do połowy pusta, jak to było w ostatnim czasie. Nie, noga nie przestała boleć, ale boli trochę mniej. To nic, kiedyś przestanie. To przecież nie koniec świata. Życie tak szybko mija, że powinniśmy się cieszyć każdą chwilą. Trzeba wydobyć z codzienności to co piękne, a zepsuta noga to taki szczegół wśród tych wszystkich radości i przyjemności, które spotykają mnie każdego dnia.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz