Poniedziałek, wcześnie rano, kiedy to koguty nawet jeszcze nie pieją, jadę do pracy. Nagle zastój mnie spotyka na mojej lokalnej drodze zaledwie kilka kilometrów od domu.
Policja i sprawdzanie trzeźwości. No i ok,
Podchodzi Pan Policjant do mojego auta, podstawia pod okno (zdążyłam już odsunąć szybę) dziwną plastikową pałkę.
-Proszę dmuchnąć - mówi
Dmuchnęłam więc. Zapaliło się pomarańczowe światełko. Błąd.
- Jeszcze raz proszę - mówi
Dmuchnęłam więc drugi raz i znowu pomarańczowe światełko.
- Mocniej proszę - zaczyna się niecierpliwić policjant.
Nabrałam więc powietrza w płuca i z siłą wodospadu fruuuu, dmuchnęłam tak mocno, że pewnie Panu Policjantowi zawiało po oczach.
Pomarańczowe światełko i błąd. No nie wierzę.
- Jeszcze raz proszę tylko dłużej - mówi już nieco zirytowany Pan Policjant.
O kochany, pomyślałam, mocno i długo to ja chyba nie dam rady, bo moje płuca też mają określoną pojemność, ale spróbowałam.
Dmuchnęłam więc ile tchu (miało być mocno) i długo jak mogłam i już mi oczy wyłaziły od wysiłku ale prę do przodu, żeby mieć z głowy już tą kontrolę, bo po pierwsze do pracy ja muszę, a po drugie to za mną już ustawiło się kilka aut czekających na swoją kolejkę.
Błąd!!!
I tekst Pana Policjanta
- Jeszcze raz dłużej, tylko czy musi Pani tak mocno dmuchać?
I w tym momencie łapki mi opadły...........
...........................................................
PS
W końcu po kilku próbach zobaczyłam zielone światełko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz