Nie nadążam za czasem. Nawet nie wiem kiedy skończyły się wakacje i zaczęła jesień. Tak nagle zrobiło się zimno. To jak jedno mrugnięcie okiem. Świat pędzi do przodu, a ja próbuję go dogonić.
Ostatnio mam wrażenie, że ja ciągle na walizkach. Najpierw pakowanie na weekend do Kazimierza Dolnego, następnie nad polskie morze, za chwilę pakowanie nad bułgarskie morze. Jedno mrugnięcie i kolejne pakowanie, tym razem na weekend do Warszawy. Nie zdążę się nacieszyć otoczeniem i muszę wracać, by pakować się na kolejny wyjazd.
Tak wyglądały ostatnie tygodnie. Ciągle w biegu. Jestem już chyba zmęczona tym pędzącym trybem życia. Tak bym chciała zakopać się w pościeli z książką, kotem i ewentualnie pilotem od tv i z czekoladą oczywiście i robić "nic", czyli odpoczywać, i żeby mi wszyscy dali święty spokój.
A tu nie ma tak łatwo. Chciałam się na chwilę zdrzemnąć po pracy, to moje dziecię chyba ma zamontowany w mózgu jakiś radar, bo jak tylko zamknęłam oczy to od razu się pojawił z tysiącami problemów. Miałam wrażenie, że ścieżkę wydepta przez korytarz i sypialnię do łóżka gdzie złożyłam na chwilę swoje zwłoki. Pomyślałby ktoś, że dziecię duże to sobie samo radzi ze wszystkim. Taaaaa.
A wygląda to mniej więcej tak:
- Mamo, kot ma kleszcza (tak, mama wstaje, szuka pensety, kotę na ręce i szybki zabieg wyciągania paskudy z sierści).
-Mamo, komputer mi się ścina (mama wstaje, sprawdza, co za śmieci znowu się dziecięciu pobrały i zawiesił kompa).
-Mamo, szybko, picie mi się wylało (to już mama oczy otwiera gdzieś pomiędzy kuchnią, a pokojem dziecka, gnając jak struś pędziwiatr po jakąś ściereczkę, bo książki , bo komputer czy co tam jeszcze zagrożone).
- Mamo, bo ja wszystko zrobiłem z matmy tylko coś mi się nie zgadza (mama wstaje i sprawdza zadanie i widzi bzdury popisane i tłumaczy co i jak i czemu).
Wrrrr, i tak ciągle coś.
I gdy już się wydaje, że wszystkie nieszczęścia świata zażegnane, dom posprzątany, kota, psa i dziecię nakarmione i można na chwilę zamknąć oczy, by chociaż przez 5 minut odpocząć i robić "nic" to wraca do domu Pan Mąż.
I chyba nie muszę mówić, że następuje poprawka z rozrywki, bo facet to też dziecko, tylko trochę większe, ale równie bezradne i wymagające opieki i pomocy jak dziecię (tylko jemu to się częściej coś rozlewa i przy okazji jeszcze tłucze więc oprócz ściereczki pędzę z odkurzaczem ).
Heh, a ja właściwie miałam dzisiaj napisać o Międzynarodowych Pokazach Pirotechnicznych w Warszawie, na których to byłam w weekend, hehe.
Jak było? Opisując jednym słowem mogę powiedzieć, że "szybko".
Tak, niby trwały kilka godzin, ale jakoś to tak szybko minęło, że nawet nie wiem kiedy.
Ale pokazy pirotechniczne śliczne. Kolorowe sztuczne ognie rozbłyskające nad Stadionem Narodowym robiły niesamowite wrażenie. Warto było to zobaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz