wtorek, 22 września 2015

Nie bo nie!!! I już!

... czyli dzień zmniejszonej tolerancji na głupotę ludzką.

Czasami tak mam. Irytują mnie ludzie, ludzie których na ogół uwielbiam. To jest tak, że zazwyczaj przymykam oko na niedoskonałości ludzkie, na wady, a szukam w ludziach zalet. I tak się powoli to zbiera. Wady te upycham w filiżance, która powoli się napełnia i nastaje taki dzień jak dzisiaj, że się przelewa.
To jeden z tych dni, kiedy gryzę się w język, żeby nie powiedzieć co myślę, bo nie warto, bo taki dzień zmniejszonej tolerancji na głupotę ludzką minie i będzie ok.
Tylko, że mam tak, że jak wyrzucę z siebie to co mnie dręczy to mi lepiej, więc uwaga, wyrzucam.
Wkurza mnie niezaradność ludzi, to że trzeba prowadzić ich za rękę, że nic nie potrafią sami wymyślić, że wszystko by chcieli mieć przygotowane, zorganizowane, a sami nie przejawiają ani odrobinę inicjatywy do pomocy w takiej organizacji różnych rzeczy, że trzeba za nich myśleć, przypominać. To takie frustrujące i męczące.
Czasami mam dosyć. I dzisiaj tak mam.
Musiałam to wybiegać. Tą irytację, zniechęcenie, zdenerwowanie.
Wpadłam do domu po pracy, szybko jedzenie dla młodego, szybko buty na kopytka i sruuu.
Machnęłam sobie 10 km, umęczyłam się przy tym, bo biegałam przy rzece i towarzyszyły mi miliardy maleńkich muszek, które pchały mi się do ust, więc musiałam biegać z zamkniętą paszczą. Dobrze, że miałam okulary przeciwsłoneczne na oczach, bo pewnie tam też by się chciały dostać.
Ale wybiegałam to i już mi lepiej. Już mi prawie przeszła ta złość na otoczenie i mogę ponownie normalnie rozmawiać z ludźmi bez obawy, że zacznę warczeć.


1 komentarz:

  1. najgorzej jest, kiedy nawet bieganie nie pomaga. ja tak czasem miewam. dramat. ;)

    OdpowiedzUsuń