niedziela, 13 września 2015

bieg na wariata czyli o Życiowej Dziesiątce w Krynicy

Zrobiłam wczoraj swoją życiówkę w Życiowej Dziesiątce w Krynicy - Zdroju i nie jestem zadowolona.  Pomyślicie zapewne, taaaa, typowa kobieta, ano właśnie nie. Chciałam przebiec te 10 km poniżej 50 minut i mi się nie udało. A dlaczego było to dla mnie takie ważne i dlaczego mi się nie udało? Już opowiadam po kolei.


W ten weekend odbywa się Festiwal Biegowy w Krynicy Zdroju. To święto biegaczy. Impreza biegowa, którą znają wszyscy biegający. Jest tam wiele biegów, ludzie zjeżdżają z całej Polski by brać udział w różnych zawodach biegowych, i tych po 100 km po górach i tych maleńkich biegach ale jakże zabawnych jak Bieg w Krawacie itp.
Jednym z biegów, w którym ja brałam udział był bieg o nazwie Życiowa Dziesiątka. Bieg z Krynicy Zdroju do Muszyny na dystansie 10 km, cały czas z górki, stąd nazwa biegu.


Dotychczas mój rekord na dystansie 10 km to było 00:52:33. Pobiłam ten rekord o 2 minuty i 13 sekund, a więc dotarłam do mety z czasem 00:50:20.
I było mi strasznie smutno. Dlaczego?
Znajomy powiedział, że jak złamię 50 minut to pobiegnie Parkrun w Krakowie tyłem. Ta myśl pchała mnie do przodu w trakcie biegu. To była dopiero motywacja. Biegłam jak wariat, ile tchu w płucach. Przy 4 km miałam chwilę zwątpienia gdy słońce paliło mnie w twarz i robiło mi się czarno przed oczami, a kolana co chwilę uginały się ze zmęczenia. Wtedy zwolniłam trochę, bo do tego wszystkiego złapała mnie jeszcze kolka. Przy szóstym kilometrze znowu przyspieszyłam obliczając cały czas w myślach i patrząc na zegarek z gps-em na jakie zwolnienie mogę sobie pozwolić by złamać te 50 minut. Najgorszy był 9 km, biegłam już chyba tylko siłą woli, bo energii nie miałam już wcale, bolało mnie wszystko co mogło boleć i ogólnie miałam dosyć.
I popełniłam błąd, wielki, olbrzymi błąd. Nie wzięłam pod uwagę przy obliczeniach oznaczeń kilometrów namalowanych na asfalcie tylko za bardzo zaufałam zegarkowi i dystansowi, który mi pokazywał. I według mojego zegarka przebiegłam 10 km i 150 metrów, dlatego nie złamałam 50 minut. Wiadomo, ulica szeroka, czasami trzeba ominąć innych biegaczy i gdzieś po drodze zrobiło mi się 150 metrów więcej na zegarku. I te 20 sekund to właśnie te nadprogramowe 150 metrów.
Ech.
Trudno.
Następnym razem.
Ten bieg pokazał mi przynajmniej moje słabości. Siła biegowa u mnie leży i kwiczy. Muszę nad tym popracować.
Dzisiaj bolą mnie bardzo nogi. Nie porozciągałam się porządnie po biegu, bo spieszyłam się do domu, dlatego dzisiaj chodzenie po schodach to jest dla mnie nie lada wyzwanie, ale za głupotę się płaci więc zaciskam zęby i nie marudzę.


2 komentarze:

  1. czyli właściwie to przebiegłaś 10 km w 50 minut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, tak niby przebiegłam tylko niestety w oficjalne wyniki są ważne, a według nich nie złamałam 50 minut.

      Usuń