sobota, 12 marca 2016

ptasie wrzaski czyli mój nowy budzik

Wiosna idzie ... zaczęło się. Dzisiejszego ranka na własnej skórze, a raczej uszach przekonałam się o tym, że wiosna już tuż tuż. Wszystkie ptaki z okolicy postanowiły dać koncert o 6:00 rano.
Sobota, wolny dzień, człowiek chciałby się wyspać, no chociaż do 8:00, a tu nie ma szans, bo drą te swoje japy, piłują okrutnie, chyba nawet konkurs dzisiaj urządzały, który z ptaszysków wyda donośniejszy i bardziej wrzaskliwy pisk. I tak oto zostałam drastycznie obudzona przez ptasi koncert. Najciekawsze jest to, że ja nie mam koło domu żadnego drzewa liściastego, ani iglastego takiego większego, które by to miało solidne gałęzie, żeby takie ptactwo mogło sobie spokojnie spocząć i koncerty urządzać, bo przecież na tujach tworzących mi wokół domu żywopłot to chyba nie siedzą, a najbliższy zagajnik mam jakieś 300 metrów dalej. No nie wierzę, że tak drą japy, że z tego zagajnika się niesie, no nie wierzę.
 I tak się zastanawiałam, czemu ja dopiero dzisiaj słyszałam te ptasie piski. Czyżby zaczęły wiosenne śpiewy właśnie dzisiaj, w sobotni, mój wolny od pracy ranek?.
Ano właśnie nie.
Pewnie wyśpiewują (jeśli to w ogóle można nazwać śpiewem) już jakiś czas, tylko w tygodniu to ja wstaję wcześniej niż one. Tak, właśnie. Wstaję i cichutko zbieram się do pracy, a nie drę japy udając śpiew i nie budzę okolicy i ptasich śpiewaków, a ja też nie potrafię śpiewać i gwarantuję, że gdybym wydała śpiewający głos z mojego gardła to cała okolica byłaby na nogach w ciągu sekundy myśląc, że coś się pali i że to syrena strażacka wyje.
Na koniec chciałam dodać, że ogólnie ptaśki są fajne, jeśli sobie fruwają, nie wchodzą (a raczej nie wlatują) mi w drogę, nie srają na głowę i nie piłują dziobami udając śpiew o świcie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz