Po co o tym wszystkim piszę?
Ano po to, bo nie jestem pewna czy chcę pamiętać o moim udziale w XIV Biegu Skawińskim na 10km, który odbył się wczoraj. Zmiażdżył mnie i dlatego nie są to miłe wspomnienia.
Chociaż jak już cokolwiek napisałam to i tak to ze mną zostanie to może warto dokończyć. Ot taka przestroga na przyszłość.
Już dawno nie byłam tak zdołowana jak po tym biegu. Wymyśliłam sobie, że pobiegnę rekreacyjnie tempem 5:30 min/km, bo nie czułam się na siłach na żadne życiówki, ale takie 5:30 to przecież spokojnie miałam zrobić z palcem w nosie. I co? I po dwóch pierwszych kilometrach myślałam, ze ducha wyzionę. Nie utrzymałam tempa, co przedstawia poniższy wykres z międzyczasami.
Byłam wściekła na siebie, pogodę, trasę, ludzi, i tak biegnąc zastanawiałam się po co mi to wszystko. Tylko stres i męczarnia, a przecież bieganie miało być przyjemnością.
Najbardziej bolało, jak wyprzedzali mnie znajomi, którzy wiem, że są ode mnie wolniejsi, a mieli siłę mnie jeszcze dopingować, żebym przyspieszyła, a ja nie miałam siły nawet oddychać. Zmasakrował mnie ten bieg fizycznie i zdołował psychicznie. Zmęczenie fizyczne przeszło, dół psychiczny pozostał. Na dzień dzisiejszy nie mam ochoty brać udziału już w żadnych zorganizowanych biegach, a tu już w piątek czeka mnie Bieg Nocny w Krakowie na dystansie 10 km, na który zapisałam się już dawno, wtedy jeszcze pełna nadziei na lepsze wyniki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz