Bieg o Złote Gacie. Świetna nazwa, nietuzinkowy medal.
Limit 700 osób został bardzo szybko osiągnięty. Zmieściłam się w nim i ja i zostałam dumną posiadaczką pakietu startowego na ten ciekawy bieg.
Bieg na dystansie 10 km, w miasteczku Brzeszcze koło Oświęcimia. Piękna trasa, pośród stawów Brzeszczańskich. Płasko jak po stole. Rewelacja. Niestety pakiet musiałam odsprzedać, gdy się okazało, że moje kopytko to nie zwykła jakaś tam kontuzja tylko poważniejsza sprawa.
Było mi bardzo, bardzo żal. Dlatego uprosiłam męża, żebyśmy jednak pojechali na ten bieg, nie żeby biegać, ale kibicować osobom z mojej grupy biegowej. Ja jako, że chodzić za bardzo nie mogę, za to wskazane jest jeżdżenie na rowerze, wymyśliłam, że w sumie to możemy zrobić sobie rodzinną wycieczkę rowerową pośród tych stawów, przy okazji pokibicować, porobić fotki biegaczom i spędzić miłe przedpołudnie.
Tak też zrobiliśmy. Trochę pojeździliśmy, trochę pokibicowaliśmy, porobiliśmy zdjęcia nacieszyliśmy oczy pięknymi widokami i wróciliśmy do domu. Było zimno, ale słońce przebijające się przez chmury rekompensowało tę niedogodność.
Było miło ... więc dlaczego odczuwam taaaki jakiś niedosyt ... hm. Bo to chyba jednak nie było to. Tak stać z boku i obserwować to wszystko, to nie to samo co brać udział w biegu, być nasiąknięty tymi wszystkimi emocjami. Tak mi trochę żal, że mnie to ominęło. Wrócę tam ... kiedyś ... może za rok. Tylko tym razem jako biegacz, nie kibic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz