Przejechałyśmy Wiślaną Trasą Rowerową z Oświęcimia do Krakowa czyli około 90 km. Nie, to nie był spontan, to była bardzo dokładnie przemyślana decyzja z uwzględnieniem prognozy pogody i wcześniejszym zakupieniem biletów na pociąg. Tak, na pociąg, bo z Krakowa do Oświęcimia pojechałyśmy pociągiem z naszymi rowerami.Na miejscu byłyśmy koło 11:00 i zaczęłyśmy pedałowanie wzdłuż Wisły w stronę Krakowa. Pogoda iście wiosenna, więc zimno nie było tylko niestety wiatr wiejący w oczy (w górach był Halny) dał nam popalić, bardzo nas męczył i spowalniał. A na czasie bardzo nam zależało, bo niestety między Skawiną a Tyńcem nie ma jeszcze zrobionej trasy rowerowej po wale wiślanym i tam trzeba jechać po trawie, więc chciałyśmy zaliczyć ten odcinek jeszcze przed zmierzchem, więc przed 16:00. Ledwo nam się to udało, bo gdy dotarłyśmy do Skawiny to już się robiło szarawo. Do tego tam gdzie spodziewałyśmy się trawy na wale niestety były koleiny błotne wyrobione przez motory, na których szalały jakieś młodziki uwalone w błocie po sam nos, więc przeprawa przez ten odcinek to była walka z błotem, zapychającym koła, przerzutki i hamulce w naszych rowerowych mustangach.
Straciłyśmy tam dużo czasu i umęczyło nas to tak bardzo, że zrezygnowałyśmy z przejechania całego Krakowa wzdłuż Wisły i naszą wycieczkę zakończyłyśmy w okolicach Wawelu. Moje endomondo pokazało 88 km więc i tak źle nie było. Przez kolejne dni po wycieczce byłam zmęczona jak po maratonie. Wszystko mnie bolało, włącznie z żebrami, brzuchem, rękami i nogami. Dzisiaj już jest ok, tylko mnie lekkie przeziębienie dopadło i nie wiem czy to wina jazdy na rowerze w "zimie" czy może młody (który też walczy z przeziębieniem) mnie zaraził. Do jutra musi mi przejść, bo to przecież Sylwester, więc w południe tradycyjnie już biorę udział w Krakowskim Biegu Sylwestrowym, gdzie głównym założeniem jest bieg w przebraniu i dobra zabawa, a nie czas, prędkość i życiówki.
Kraków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz