środa, 13 sierpnia 2014

peeling asfaltowy

Co robić by odwiedzić SOR (czyli Szpitalny Oddział Ratunkowy)? Wystarczy biegać. Ano tak.
Zapowiadał się piękny wieczór, nie za ciepło, idealnie na bieganie, do tego podobno spadające gwiazdy miały być, nic tylko biegać. Koło 6 km zegarek z gps zaczął piszczeć, że mu się bateria wyładowuje więc postanowiłam przyspieszyć. Jak przyspieszyłam to zamiast spadających gwiazd spadłam ja i to z takim hukiem w asfalt, że aż zabrzęczało. Nie wiem jak to się stało, chyba była gdzieś nierówność, no i z górki było. Jak zaryłam (dzięki Ci Boże, że to nie był jeszcze ten etap biegania gdzie mi się micha śmieje od nadmiaru endorfinek, bo bym zapewne straciła zęby), to peeling asfaltowy sobie zafundowałam na nogach, dłoniach, łokciach. W najgorszym stanie była prawa ręka, bo przerzuciłam na nią całe uderzenie co by ochronić zegarek na lewej. Pozbierałam się szybko, i jedną ręką tamowałam lejącą się z każdej strony krew, a drugą dzwoniłam po transport, bo mi się słabawo zaczęło robić. To zapewne od tej krwi, tak sobie teraz myślę, coś ostatnio wrażliwa strasznie jestem na takie widoki.

Jak wróciłam do domu to babcia załamała ręce i od razu mnie na ostry dyżur wysyłała. I gdyby mi ta prawa ręka w łokciu nie zaczęła puchnąć to pewnie bym olała cały SOR, ale się trochę przestraszyłam, bo mi jakieś prądy w niej przechodziły i bolała, a ja za tydzień jadę przecie na wakacje. Już mi rodzinka czarne scenariusze pisała, że będzie 40 stopni upału, a ja dość że w gipsie to jeszcze nawet do wody nie wejdę.
Pojechałam więc grzecznie na ostry dyżur, gdzie zrobiono mi prześwietlenie ręki, dano zastrzyk przeciw tężcowi, obmyto jeszcze raz rany i po stwierdzeniu, że to stłuczenie łokcia, tylko bardzo rozległe i naciskające na jakieś tam nerwy (stąd przechodzące prądy), podaniu telefonu do umówienia się na poniedziałek do kontroli (już widzę jak tracę pół dnia na dodzwonienie się do rejestracji) wysłano mnie do domu.
Nie, to wszystko nie wyglądało tak różowo, jak to opisuję w tych kilku zdaniach. To było kilka godzin siedzenia, przechodzenia od jednego do drugiego lekarza, ponownego siedzenia i jeszcze raz siedzenia, oczywiście na korytarzu czekając na nie wiadomo co, bo ludzi była garstka by na końcu mi powiedzieć, że mam sobie opatrunek zrobić na ten łokieć i włożyć łapkę w temblak na tydzień. Dziękuję Ci Boże za wujka google, bo przecie ja opatrunku robić nie umiem, muszę się nauczyć i o tym temblaku poczytać czym to się je.
A teraz pojęczę. Wszystko mnie boli. I prawa łapka po sam łokieć, która dodatkowo przesyła wciąż prądy, które przyjemne nie są i jest dziwnie zimna, i kolana, z których wciąż coś się sączy i dłonie i nadgarstki poobdzierane całe. A co, mój blog, mogę sobie jęczeć ... o, o, już mi lepiej.
Na koniec dodam tylko, że spadającej gwiazdy żadnej nie widziałam, pomimo tego, że wracając ze szpitala (nie ja prowadziłam) wpatrywałam się jak sroka w kość w to niebo przez dobre 20 minut jazdy i widziałam księżyc, duży wóz, kilkaset gwiazdek, ale jakoś żadna spadać nie chciała. A tak szumnie zapowiadali, że dziś noc perseidów i ma spaść do 100 meteorytów na godzinę. To wychodzi na to, że ja na jakieś inne niebo patrzyłam. Innego wytłumaczenia nie ma.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz