niedziela, 3 sierpnia 2014

co by nie było, że jestem gołosłowna

Przebiegłam dzisiaj 21.5 km. Tak, będę o tym pisać, bo jestem z siebie podwójnie dumna. A to dlatego, że po pierwsze realizuję swój plan przed jesiennymi biegami, dążę do celu (nie było to chwilowe zauroczenie planem treningowym), a po drugie to 21.5 km to nie po prostym, tylko po terenie mocno pagórkowatym. Miałam biegać nad rzeką, bo tam w miarę równo, ale z powodu dzisiejszych upałów, okolice rzeki były bardzo oblegane, nawet w godzinach wieczornych, czyli po 19:00, bo o tej porze biegałam. Wdrapałam się zatem na szczyt stoku narciarskiego, potem pobiegłam dalej zaliczając po drodze mniejsze i większe pagórki. Owszem, 3 razy musiałam się zatrzymać, bo najpierw wyciągałam z lewego oka muchę, potem z prawego i gdy już myślałam, że jest po jeden to znowu jakieś latające coś wpadło do prawego, aż mi się biedne popłakało, tzn oko, nie to latające coś. Tak, potrafię płakać jednym okiem. I jak patrzę teraz na podsumowanie (biegam z gps) to średnie tempo wyszło mi 5:49 min/km, a to jak na mnie to jest rewelacyjny wynik.


Wiem, ostatnio te moje wpisy to takie monotematyczne, tylko bieganie, bieganie i bieganie, ale co ja poradzę, że nie przestaje mnie to fascynować, a  wręcz wciąga mnie jeszcze bardziej, bo stawiam sobie coraz nowsze cele, coraz wyżej podnoszę poprzeczkę.
No dobrze, następnym razem będzie o książce, a raczej o serii, tylko muszę skończyć czytać ostatnią książkę z tej serii, żeby móc coś powiedzieć o całości. Bo seria rewelacyjna, jeśli nie spaprają końcówki. Zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz