wtorek, 21 października 2014

Drezno, bieganie i gips czyli przygody weekendowe

Gipsu na nodze (który założono mi wczoraj przed południem) już nie mam, pozbyłam się go z olbrzymią ulgą. Zresztą wcale go nie potrzebowałam, co mówiło cały czas moje wszystko wiedzące ja, bo złamania ani pęknięcia nie ma, a tylko opuchlizna okraszona bólem.
Dobra, przyznam się, że ostatecznie żeby ściągnąć gips zdecydowałam się patrząc na opakowanie 10 zastrzyków przeciwzakrzepowych, które niby miałam sobie w brzuch wbijać. Próbowałam. Naprawdę, dobrą chwilę walczyłam ze sobą co by sobie tą igłę wbić w brzuch, no ale nie mogę, no nie mogę sama sobie zrobić krzywdy. I nie do końca o ból związany z tym wbijaniem chodzi, a o samą igłę. Jakoś tak słabawo mi się robi jak ją widzę.
Ech, a ja znowu od końca zaczynam swą opowieść weekendową, a powinnam od Drezna.



Drezno...
To był wyjazd na zawody biegowe (16 Morgenpost Dresden Marathon) zorganizowany przez kilka klubów biegowych w Krakowie i okolicy. W sumie pojechało 40 osób.
Pojechaliśmy wczesnym rankiem w piątek. Dojechaliśmy popołudniu, w samą porę aby spokojnie odebrać pakiety startowe.
Sobota natomiast to był dzień na zwiedzanie miasta wraz z Galerią Obrazów Dawnych Mistrzów, na którą miałam nie iść, ale dzięki namowom jednej pozytywnie zakręconej osóbki, poszłam, za co jestem jej bardzo wdzięczna, bo było warto.
W niedzielę były zawody biegowe. Nasza grupa 40 osób rozdzieliła się na trzy biegi. Niektórzy brali udział w biegu na 10 km, inni w półmaratonie, a jeszcze inni w maratonie.
Ja zapisałam się na półmaraton. Trochę się bałam, bo przez problemy z nogą nie biegałam od czasu biegu 3 Kopców w Krakowie, czyli 2 tygodnie. Ale noga nie bolała już wcale, nawet po całodziennym zwiedzaniu miasta w sobotę, więc stwierdziłam, że jakoś to będzie. Bardzo chciałam pobić swój rekord z Półmaratonu Marzanny z wiosny czyli 2h 8min. Kolega, który zapisał się na maraton, obiecał, że pobiegnie ze mną (pierwsze 20 km trasa maratonu pokrywała się z półmaratonem) i poprowadzi mnie na wynik poniżej 2 godzin. Trochę nie wierzyłam w to, że mi się uda, ale zdecydowałam, że spróbuję. Przez pierwsze 10 km musiał mnie hamować bo moje ADHD naładowane endorfinkami rwało mnie do przodu. Przez kolejne 5 km biegłam już grzecznie obok niego, ale po 15 km zaczęłam słabnąć. Do tego moja zreperowana noga zaczęła pobolewać czego się oczywiście spodziewałam. Około 18 km noga już tak bolała jakby mi ktoś wbijał tysiące igieł, ale starałam się myśleć o wszystkim innym, tylko nie o nodze i biegłam dalej. Układałam sobie w głowie plan, że jak kolega się odłączy po 20 km i przestanie mnie poganiać to będę sobie maszerować i miałam gdzieś łamanie tych dwóch godzin. Oj jak bardzo się myliłam, bo gdy kolega pobiegł po 20 km dalej trasą maratonu to przyłączył się do mnie drugi kolega, który biegł wcześniej dystans 10 km i już skończył swój bieg i teraz to on mnie poganiał, więc mój plan co by przejść z biegu w marsz diabli wzięli i biegam dalej. Jakby oni wiedzieli ile ja wszelakich wyszukanych przekleństw wypowiedziałam na nich w duchu pewnie nigdy więcej by się do mnie nie odezwali. Taka byłam na nich zła, że mogłabym zabijać wzrokiem. Ale dzisiaj jestem im bardzo, ale to bardzo wdzięczna bo gdyby nie oni, nie miałabym tak pięknego wyniku (jak na mnie oczywiście). Złamałam 2 godziny. Mój czas to 01:58:37.
Wpadłam więc na metę i jak się zatrzymałam to już ruszyć nie mogłam, bo kość strzałkowa paliła mnie żywym ogniem.
Do tego spuchła i tak jest do dzisiaj.
Po powrocie do Polski pojechałam na ostry dyżur do szpitala, gdzie zrobiono mi rtg, stwierdzono, że złamania nie ma ale i tak zapakowano mi nogę w gips. I jak na wizytę u lekarza, a potem zrobienie rtg czekałam pół dnia to jak tylko wróciłam do gabinetu lekarza z fotą z rtg w łapce od razu wyrosła spod ziemi pielęgniarka gotowa do założenia mi gipsu, nawet zanim lekarz popatrzył na zdjęcie rtg. Dlatego dzisiaj bez większych wyrzutów sumienia pozbyłam się tego gipsu.
Co do samego wyjazdu mogę powiedzieć, że niesamowite jest spędzić weekend z grupą biegowych wariatów, oddanych pasji biegania jak ja. Można się tyle dowiedzieć o bieganiu, posłuchać opowieści z zawodów biegowych, czy rad jak radzić sobie z różnymi kontuzjami. Ludzie, którzy biegają zupełnie inaczej postrzegają świat, są optymistyczni, otwarci i radośni. Są szczęśliwi i tym nastawieniem zarażają wszystkich dookoła.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz