wtorek, 28 października 2014

jesienny półmaraton w Krakowie

W niedzielę odbył się w Krakowie 1 PZU Cracovia Półmaraton Królewski.
Półmaratonem tym miałam zakończyć sezon zawodów biegowych (te w których planuję wziąć udział w zimie się nie liczą, bo mają po 5 km). Miałam, właśnie.
Musiałam sobie odpuścić ten bieg, przez moją nieszczęsną nogę. Nie, nie będę już nic o niej pisać, nie warto (i nie mam na to już siły). Robię przerwę w bieganiu na 2 miesiące i zobaczymy.
Numer startowy udało mi się przenieść na koleżankę i jestem z tego powodu bardzo zadowolona, bo biedna nie miała wyjścia i musiała przebiec 21 km, pierwszy raz. I dobiegła z całkiem niezłym czasem i chyba nawet za bardzo się nie zmęczyła.
A ja?
Ja sobie postanowiłam, że też muszę tam być. Jak nie jako biegaczka to chociaż jako kibic (kibicka? - to się w ogóle odmienia?). Zapakowałam aparat, obiektywy, karty pamięci, dodatkową baterię, zgarnęłam inną koleżankę, co by było z kim pogadać czekając na biegaczy na trasie i pojechałam na półmaraton Królewski.
Ustawiłyśmy się w okolicy mety, najpierw na 5 km (który był nieopodal mety), potem przy mecie.
Starałam się zrobić wszystkim znajomym zdjęcia jak biegną, ale teraz już wiem, że to nie takie proste wypatrzeć w tłumie biegaczy znajome twarze. Co dziwne, zauważyłam, że ludzie biegają stadami. I jak jakieś stadko podbiegało to aparat nie nadążał zapisywać zdjęć, które pstrykałam, dlatego nie zrobiłam wszystkim biegnącym fotek. A szkoda, bo wiem z własnego doświadczenia, że każdy chciałby mieć zdjęcie z takich zawodów i zawsze się wyszukuje siebie po takim biegu wśród setek zdjęć krążących w internecie. W sumie zrobiłam 1200 zdjęć. Zmarzłam okrutnie, chociaż byłam ubrana jak niedźwiedź polarny, a i tak zimno mi się jeszcze bardziej robiło jak widziałam tych wszystkich biegaczy w krótkich spodenkach i koszulkach. Miało być słonecznie, a było mgliście i ponuro. Ale tyle szczęścia, radości co się naoglądałam przy mecie naładowało mnie pozytywnie na dłuższy czas. Co to ludzie wyrabiają jak widzą metę. Ja sobie w ogóle nie zdawałam z tego sprawy, bo zawsze grzecznie biegnę do mety. A tu były samoloty, podskoki zajęcze, piski, okrzyki dobiegających. Niesamowite. Tyle pozytywnych emocji w jednym miejscu. Zazdrościłam im bardzo. Ech. Ale pozbieram się do kupy i też będę biegać, bo bardzo mi tego brakuje.


Błonia w Krakowie (trasa półmaratonu ok. 5 km)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz