niedziela, 11 stycznia 2015

biegamy dla WOŚP

III Bieg Wielkich Serc w Krakowie zaliczony.

Do ostatniej chwili wahałam się czy wziąć w nim udział, bo jestem po tygodniowej kuracji antybiotykowej i mam osłabiony organizm, a do tego zepsuta noga. Dopadło mnie choróbsko. Próbowałam bez antybiotyku, ale się nie udało. Dzisiaj już jest niby ok, pozostała jedynie ta słabość i kaszel. Chociaż z tego co wiem, to szczekać mam jeszcze z 2 tygodnie i podobno to jest normalne po chorobie.
Pobiegłam jednak w tym biegu, bo żal mi było nie biec, bo po pierwsze był to bieg dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a po drugie biegł w nim mój tata, który raczej nie biega, więc i tak bym pojechała mu kibicować. Pomyślałam więc, że powolutku do mety się jakoś doczołgam. I dobiegłam. Z czasem tak marniutkim, że szkoda o tym pisać. 5 minut gorzej niż w tamtym roku, ale w magicznym 30 minut się zmieściłam, więc nie było aż tak źle.
Jedno wiem, kondycję mam fatalną, żeby nie napisać, że nie mam jej wcale. Nie byłam w stanie przebiec cały czas 5 km, musiałam iść, i pomyśleć, że jeszcze niedawno przebiegłam maraton. Ech.
Furczałam jak stara lokomotywa. I powinnam zwalić teraz winę na chorobę, na nogę, na pogodę, ale prawda jest taka, że noga tylko delikatnie bolała, pogoda też była niczego sobie, bo 4 stopnie na plusie i nie sypało, nie lało, tylko delikatnie wiało, więc jak na tą porę roku było idealnie.
Ale za to medal mam piękny z tego biegu. Kolejny do kolekcji.



1 komentarz: