czwartek, 5 lutego 2015

jak to jest mieć 4 nogi

Nie, nie wierzę. Nie mogę sobie poradzić z prostą, zwykłą wydawałoby się, czynnością.
Przez 6 tygodni mam chodzić o kulach. Nie, nie zagipsowali mi nogi, nie wsadzili w ortezę. Ma nie być usztywniona, tylko odciążona, czyli po prostu nie powinnam na niej stawać, lub stawać z maksymalnym naciskiem 10% wagi ciała.
Ba, niby proste. Zakupiłam kule i się zaczęło... przekonałam się bowiem, że poruszanie się o kulach to tylko wygląda tak banalnie. Nawet instrukcji obsługi do tych kul nie dołączyli, a jak trafnie zauważyła koleżanka, to nawet na kubku kawy w Mc Donaldzie jest instrukcja, jak się tym kubkiem posługiwać, żeby się nie poparzyć. A tu nic, a to wcale nie jest proste. Moje nogi, żyją własnym życiem, ręce własnym, i jak się tu zsynchronizować co by sobie krzywdy nie zrobić? To jest dopiero sztuka.
Dzisiaj mija trzeci dzień, od kiedy mam dwie dodatkowe "nogi". Już jest lepiej. Już się jakoś dogadujemy. Ale początki były fatalne. Byłam zirytowana, zrezygnowana, umęczona.
Przede mną jeszcze ponad 5 tygodni z kulami, a już mnie ramiona bolą od nacisku, a na dłoniach porobiły mi się bąble. Ale dam radę. Muszę tylko opracować jakąś metodę robienia codziennych zakupów, bo mi jednej ręki do koszyka brakuje, i będzie dobrze. Najważniejsze, że mogę prowadzić auto, bo pedała lekko się wciskają i mogę spokojnie naciskać tą chorą nogą.
Przyznam się, że przed wizytą u lekarza zmierzyłam odległość pomiędzy pedałami gazu i hamulca, bo pomyślałam, że jak mi zapakuje nogę w gips, to ten gips musi mieć odpowiednią, niedużą szerokość na stopie, żebym mogła prowadzić samochód.
Ktoś powie, że z gipsem na nodze się nie da prowadzić. Da się, oczywiście, że się da, pod warunkiem, że kolano się zgina. Już to kiedyś sprawdziłam. Gdy w październiku ubiegłego roku w szpitalu zapakowali mi tę nogę w gips. Ledwo mi się wtedy mieściła stopa na pedałach gazu i hamulca, żeby na raz nie naciskać, ale dało się prowadzić. Stąd właśnie nauczona doświadczeniem, pomierzyłam odległości między pedałami. Na szczęście ta wiedza się nie przydała, i dobrze.
Chodzę więc sobie o kulach (jeśli ten dziwny posuwisto skaczący krok można nazwać chodem) i zupełnie inaczej zaczynam dostrzegać otoczenie. Oswoiłam się nawet z windą, którą wjeżdżam teraz na I piętro w pracy, a pojęcie "odległość" zyskała zupełnie nowego znaczenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz