piątek, 2 października 2015

bo to wszystko zakręcone jakieś takie

Nie biegam. Tzn. biegam, ale mało biegam, a powinnam biegać dużo, ba nawet bardzo dużo. (ha, 4 razy w jednej linijce użyłam słowa "biegać", mój nauczyciel od polaka jakby to przeczytał to by zszedł, teraz natentychmiast, ale nieważne, jak o bieganiu to słowo to będzie nadużywane i już). Zatem powinnam biegać, dużo, bardzo dużo, bo w weekend (nie ten, następny) czeka mnie ważny bieg. Ale ciągle coś, to to, to tamto, to zimno na polu mi się wydaje (tak polu, ustaliliśmy to już dawno, nie dworze, nie zewnątrz tylko pole), to katar załapałam (a pilnuję się bardzo co by się nie pochorować na ten właśnie ważny weekend wyjazdowo - biegowy czyli 10-11 październik). I tak dni mijają, a ja wpadam w coraz większą panikę. Czy dam radę? Czy podołam? Czy nie padnę gdzieś na  trasie? Czy dobiegnę do mety? Na co ja się porwałam? Oj joj joj joj joj......
Ok. Uszy do góry, głęboki oddech.
Dam radę. Tylko bez paniki.
Jak to trener powiada? To tylko ...... kilometry. Nie, nie powiem Wam ile, nie chcę zapeszać. Trzymajcie kciuki, bo ten dystans to biegnie się przede wszystkim głową, nie nogami. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz