wtorek, 27 października 2015

o Półmaratonie Królewskim w Grodzie Kraka

W sobotę wzięłam udział w 2 Półmaratonie Królewskim w Krakowie. Wystartowałam i dobiegłam do mety, a patrząc na moje ostatnie biegowe porażki to jest to sukces.
Moja forma, moja kondycja leży i kwiczy. Nie, to nie moja wina (widzieliście kiedyś kobietę, która przyznaje się do własnych błędów? haha). Ostatnio ciągle coś, albo jestem przeziębiona, albo coś mnie boli co jest potrzebne do biegania i nie powinno boleć (czytaj: kolano, udo, Achilles), a ja po przebytym złamaniu zmęczeniowym chucham i dmucham na zimne i każdy, nawet lekki ból zapala czerwone światełko w moim umyśle.
Ale pobiegłam i wykręciłam nawet w miarę dobry czas jak na mnie i moje niebieganie. A to wszystko tylko i wyłącznie dzięki koledze, który robił za mojego prywatnego zająca, hamując mnie przez pierwsze kilometry i poganiając przez kolejne, żeby utrzymać równe tempo. Znosił moje zrzędzenie na ostatnich kilometrach i nie pozwalał mi przejść w marsz kiedy byłam pewna, że dalej nie dam rady biec. Jednak się udało. Pokonałam te 21 km biegnąc cały czas i wpadając na metę na resztkach energii.
To był świetnie zorganizowany bieg. Trasa przebiegała przez najpiękniejsze zakątki miasta. Kolorowy korowód złożony z kilku tysięcy biegaczy opanował Kraków. Tak, wiem, dla kierowców to był horror, bo zamknięto kilka ważnych ulic i  biorąc pod uwagę rozkopaną północ Krakowa tonącą w remontach  miasto przechodziło komunikacyjny paraliż.
Meta była na hali widowiskowo - sportowej Tauron Arena, a start obok. Na trasie setki wolontariuszy dbało o to aby nikomu nie zabrakło wody, izotoników, czekolady, bananów. Obok Areny ustawiono kilkadziesiąt Toi Toi-i. dzięki temu pierwszy raz w życiu nie stałam w kolejce do tego niebieskiego przybytku tylko mogłam od razu skorzystać. (Tak, wiele kobiet tak ma, że przedbiegowy stres działa na nie moczopędnie i ja niestety jestem wśród nich).
Największe wrażenie jednak na wszystkich zrobiła meta. Wbiegało się do Areny, gdzie witały nas setki kibiców, cheerleaderki machające pomponami, muzyka i to wszystko skąpane w kolorowych tańczących światłach. Czułam się jakbym wbiegała do jakiejś mistycznej krainy w innej rzeczywistości. Coś niesamowitego.


meta (źródło:  facebook.com/replayyourtime)

1 komentarz:

  1. Cheerleaderki też były? Wow.. byłam tak ogłuszona tym wszystkim, że nawet ich nie zauważyłam :D No ale fakt, meta robiła wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń