Taki mam chyba przewrotny charakter, że jak coś się nie udaje to zamiast odpuścić to brnę w to nadal, żeby udowodnić sobie, że dam radę. Porażki mnie motywują.
Można powiedzieć, że biegam już 2 lata z większymi lub mniejszymi przerwami ale jednak. I tak sobie myślę, że gdyby wszystko układało się tak jak powinno, a więc biegałabym coraz szybciej, coraz lepiej, to pewnie by mi się to znudziło. A tak? Tak to walczę nadal pomimo tego, że:
1. Biegam wolniej niż w tamtym roku,
2. Bolą mnie coraz to nowe części ciała, ot takie tam bolączki biegacza. To czworogłowy, to achilles, to dwugłowy, to kolano, to znowu przywodziciele. Jedno przestaje, zaczyna drugie, pomimo coraz to bardziej wyszukanych ćwiczeń rozciągających, o istnieniu których w tamtym roku nawet nie miałam pojęcia.
3. Rodzinka (w postaci męża i dziecięcia) jak nie akceptowała mojego biegania tak nadal nie akceptuje, pytając kiedy mi się to w końcu znudzi, więc zamiast motywacji ze strony rodziny wysłuchuję tylko marudzenia.
4. Doba ma nadal 24 godziny i muszę się czasami nieźle nagimnastykować aby wykroić godzinkę na bieganie.
5. Pogoda późnojesienna nie nastraja do wyjścia z domu by pobiegać.
... i zamiast odpuścić to właśnie zaczynam plan treningowy
... i choćby żabami prało na zewnątrz, wiatr urywał głowy, nogi nie chciały biegać, bolało tu i ówdzie, mąż warczał, dzięcię marudziło, pranie czy prasowanie czekało to wykonam ten plan.
A tak!
Na przekór światu!
to prawda, że kiedy wszystko idzie idealnie, robi się nudno. człowiek potrzebuje wyzwań, z którymi może się mierzyć.
OdpowiedzUsuń