piątek, 5 lutego 2016

bo kluby biegowe są po to ...


Czasami w życiu jest tak, że trzeba zamknąć jakieś drzwi, odciąć się od czegoś, co powoduje w nas negatywne emocje, co spędza sen z powiek.
Bieganie to coś co pozwala oderwać mi się od rzeczywistości, naładować akumulatory, bardziej optymistycznie patrzeć na świat, coś co mnie cieszy, a gdy przy okazji pozna się ludzi, którzy również podzielają tę samą pasję to już w ogóle jest super. Pewnie stąd się bierze tyle różnych klubów biegowych, bo taki klub to miejsce gdzie można się dzielić swoimi małymi radościami z biegania, sukcesami, gdzie można się poradzić odnośnie wielu spraw związanych z bieganiem i co najważniejsze, Ci ludzie nas rozumieją, motywują i chętnie pomagają.
Klub to taki motor, który napędza się wzajemnie.
Dlatego właśnie wstąpiłam w szeregi takiego klubu. I było super, poznałam wspaniałych ludzi, tak samo zwariowanych na punkcie biegania jak ja. Tylko w pewnym momencie coś zaczęło nie działać w tej grupie tak jak powinno. Pomysły i plany biegowe, nie dochodziły do wszystkich zainteresowanych, niby wspólnota biegowa, niby razem, a każdy osobno. Zaczynał wkradać się chaos, niedoinformowanie i ogólnie mało przyjemna atmosfera.
To musiało runąć. I runęło.
Akurat byłam na feriach, gdy kilkanaście osób zdecydowało się odejść z klubu. Byłam rozdarta, bo chociaż męczyłam się w ostatnim czasie w tym klubie bardzo, to ja jestem z tych ludzi, którzy nie lubią radykalnych zmian.
Musiałam jednak zdecydować czy zostać czy odejść z nimi. Odeszłam. Zbyt dużo ludzi, z którymi  się bardzo zżyłam odeszli, więc poszłam za nimi. Niestety, zostało też kilka osób w klubie, których bardzo lubię i to mnie trochę zdołowało.


Od tego czasu minęły dwa tygodnie. Utworzyliśmy nową nieformalną grupę, umawiamy się razem na treningi, informujemy się o różnych zawodach biegowych i dogadujemy odnośnie tego gdzie jedziemy, jak, czym itp. Ustalamy wszystko wspólnie, zazwyczaj poprzez głosowanie, czy to odnośnie nazwy grupy, czy koloru koszulek. Każdy ma coś do powiedzenia. Widzę, że wszystkich to cieszy, wróciła radość z biegania, bo o to właśnie chodziło. Ta pasja powinna cieszyć.
Wczoraj, jak co tydzień o tej samej porze był wspólny trening. Strasznie mi się nie chciało wyjść z domu, bo ostatnio bardzo dużo mam na głowie, bo i nadmiar pracy w pracy i problemy zdrowotne moje i dziecięcia, a co za tym idzie różnego rodzaju wizyty lekarskie i badania, i pomaganie mu w lekcjach, i wożenie na różne zajęcia pozalekcyjne i ogólnie trochę zmęczona jestem, ale obiecałam wczoraj, że będę. Zebrałam się więc i stawiłam na wspólnym treningu. I chociaż wydawało mi się, że nie mam na nic siły to świetnie mi się biegało pomimo śniegu, który padał, wiatru czy zimna. Sama w życiu bym się nie zdecydowała na bieganie, a tak to nie żałuję, wspaniała atmosfera, rewelacyjni ludzie, kupa śmiechu, trochę zmęczenia, czyli świetnie spędzony czas.
... i po to właśnie są kluby biegowe.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz