czwartek, 27 lutego 2014

Pączkożerca

Miałam biegać, ćwiczyć, a siedzę i trawię. Na samą myśl o pączkach robi mi się niedobrze.
Rano zjadłam dwa pączki. I to miał być koniec, ale moja silna wola kolejny raz okazała się słaba.
Wróciłam do domu po pracy, zjadłam obiad, dopchałam hot-dogiem, co by mnie do pączków nie ciągnęło, bo oczywiście kupiłam kilka dla rodziny i głupia ułożyłam na talerzyku w najbardziej widocznym miejscu w kuchni. I zeżarłam jeszcze pączka. Nawet nie wiem kiedy, ocknęłam się już przy końcu kiedy to marmolada wypłynęła mi na palce. Oj ja niedobra.

A teraz albo pęknę z przejedzenia, albo mnie sumienie zeżre. Bleeeeeeee.
Jak dobrze, że Tłusty Czartek jest tylko raz w roku.

A od jutra spalanie pączków. Dzisiaj sobie jeszcze odpocznę.


Zrobiłam sobie kolejną świętą kartkę do ćwiczeń. Tym razem nie zwiększam ilości powtórzeń w każdym następnym dniu. Codziennie tyle samo. Oczywiście jest to minimum. Jak mnie tylko najdzie chęć to mogę ćwiczyć więcej. Są tu pajacyki, brzuszki, skłony, skipy, przysiady itp. Byle do wiosny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz