środa, 12 lutego 2014

spustoszenia w Dolinie Kościeliskiej

W niedzielę wyciągnęłam rodzinkę w Tatry. Wybraliśmy się do Doliny Kościeliskiej. Pogoda cudna, 10 stopni na plusie, my oczywiście tony ubrań na sobie, bo przecież normalny człowiek w środku zimy nie ufa szalonym prognozom pogody tylko swojej intuicji i doświadczeniu. Zawiodły.... Prognoza się sprawdziła. Była wiosna.
 Przy wejściu do Dolinki włączyłam aplikację w telefonie endomondo (której ostatnio jestem olbrzymią fanką mimo tego, że często mnie oszukuje), ustawiłam na wędrowanie i powędrowaliśmy do Schroniska na Hali Ornak, a potem udało mi się zmęczonych moich mężczyzn, czyli dużego i tego małego wyciągnąć do Stawu Smreczyńskiego.


Trochę musiałam się naprosić, bo już byli zmęczeni, ale to tak jak być na Rynku w Krakowie i nie zajść na Wawel. Trochę się ociągali, (starszy bardziej młodszy mniej) ale poszli.
I tu się muszę pochwalić, ze ja ani trochę zmęczona nie byłam, normalnie jak młody Bóg zasuwałam po dolince. Jednak treningi robią swoje. W sumie przeszliśmy 15km.
Ale nie o tym chciałam.
Zszokowały mnie zniszczenia, jakie spowodował ostatni huragan. Owszem, słyszało się to i owo o powalonych drzewach, ale znając środki masowego przekazu z ubarwiania informacji jakoś nie do końca wierzyłam w te powalone hektary.
A jednak. To co zobaczyłam w Dolinie Kościeliskiej, te całe połacie zwalonego lasu, drzew powyrywanych z korzeniami mocno się na mojej psychice odbiło.
Taka strata. I kiedy oni to posprzątają, przecież to są tysiące drzew leżących, powyrywanych, połamanych.
Zresztą zobaczcie sami. Oto kilka zdjęć.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz