poniedziałek, 17 marca 2014

przeproszenie z bieżnią

Po wyjazdowo - imprezowym weekendzie od wczoraj wieczorem zbieram się do kupy i jakoś zebrać się nie mogę.
O weekendzie powiem tylko, że zdecydowanie za mało snu i za dużo kalorii.

Wczoraj wieczorem przeprosiłam się z moją znienawidzoną bieżnią.

Tak, od kiedy pseudo zima zamieniła się w wiosnę, porzuciłam z radością to ustrojstwo, bo ostatnio czułam się się na niej jak chomik w  kołowrotku, a gdy tylko odpływałam myślami (i podświadomie zmniejszałam tempo) to zaraz chciała mnie zwinąć na taśmę i kilka razy ledwo uszłam z życiem.
Ale wczoraj wieczorem widząc ten armagedon za oknem pogodziłam się z nią i przebiegłam 14 km. I było nawet ok. Przyłożyłam się do rozgrzewki i do rozciągania po biegu i nic mnie dzisiaj nie boli.
Plusem biegania po bieżni w domowym zaciszu jest to, że nikt się nie gapi, nie komentuje, nie śmieje z biegania.
O czym mówię (piszę)?

Mieszkam w ciemnogrodzie. Tak, inaczej tej miejscowości nazwać nie można, jak tylko CIEMNOGRÓD, gdzie panuje zacofanie i średniowiecze. Dziwne w tym wszystkim jest to, że od dużego miasta to rzut beretem, gdzie dużo mieszczuchów buduje domy.
Ale niestety tutaj nadal biegacz, a już biegająca kobieta, która przed niczym nie ucieka to sensacja dnia. A jeszcze znajoma kobieta to już temat do plotek. Jestem więc dla większości mieszkających tu ludzi zjawiskiem paranormalnym i jak dawniej mi to nie przeszkadzało tak ostatnio, gdy już jakiś dziadek siejący coś na polu, zaprzestał swojej pracy i z rozdziawioną buzią gapił się jak biegnę,  a spotkana kobieta na spacerze z dzieckiem w wózku,  puściła wózek (dobrze, że z górki nie było) i odwróciła się o 180 stopni co by popatrzeć na biegnącego kosmitę to już mnie to zirytowało.

Oczywiście biegać na zewnątrz będę nadal, aż w końcu wszyscy się do tego przyzwyczają. Jak przyzwyczaili się do spacerujących matek z dziećmi, jeżdżących na rowerach, chodzących z psami to do biegaczy też się przyzwyczają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz