środa, 23 lipca 2014

wakacyjne marzenia

Mąż przegląda oferty hoteli na wyjazd wakacyjny. Ma kilka wybranych i ogląda na prawo i lewo i czyta opinie i się zastanawia. A ja? Ja się przyglądam temu ukradkiem i tak sobie myślę, co ja będę w takim hotelu robić, opalać zwłoki nad basenem? Tak, to już chyba będą zwłoki, bo przecie umrę z nudów. Co mnie to obchodzi czy ten hotel ma 5 gwiazdek, czy 4. Dla mnie może mieć sto i tak to mnie nie rusza. Ani gwiazdki ani wielkości basenów, ani oferowane jedzenie.
Ale nie marudzę, dostosuję się. Ja już przewlekłam rodzinkę przez Karkonosze to teraz muszę się dostosować do reszty. Mąż wybierze kilka ofert i puści w obieg dalej, aby reszta wybrała. Tak to jest jak jedzie więcej osób, dlatego ja już się nie odzywam, bo ile ludzi tyle pomysłów.
Jak już wybiorą to wtedy siądę i popatrzę co jest do zwiedzenia w okolicy, bo ja nie wysiedzę w jednym miejscu, choćby hotel był ze złota, a o opalaniu to mowy nie ma. Co ja frytka jestem, żeby się na słońcu smażyć?

Co jest ze mną nie tak?
Bo ja to bym tak chciała zapakować plecak, jakiś namiot i sruu przed siebie. Przyglądnąć się jak żyją ludzie w innych krajach, otrzeć się o inną kulturę, przeleź przez jedne czy drugie góry, kąpać się w mało znanych jeziorkach, połazić po dzikich plażach itp., ech, rozmarzyłam się.

Koniecznie muszę zatem wziąć buty do biegania, bo czy to będzie Azja, Europa, czy Afryka to biegać, mam nadzieję, będzie gdzie (naokoło basenu się nie liczy). Najwyżej będę przed lwem uciekać, poćwiczę rozwijanie prędkości hyhy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz