poniedziałek, 23 marca 2015

wolontariuszowanie na Marzannie

Wczoraj w Krakowie odbył się bieg - Półmaraton Marzanny. Była to impreza, w której wzięło udział około 5000 biegaczy. Ja niebiegająca (tak, kontuzja nadal trwa) postanowiłam pomóc jako wolontariuszka w biurze zawodów, bo to miejsce gdzie za wiele chodzić się nie musi, a do pomocy potrzeba wiele rąk.

Jak wyglądało to moje wolontariuszowanie?
Niedziela, wczesny poranek, godzina 5:30 szalony budzik dzwoni. Pomyślałam, no nie, nie wstanę, nie dam rady. Udało mi się uchylić oko na tyle co by sobie trafić na przycisk drzemki. Uff, 10 minut moje, do kolejnego znienawidzonego dźwięku budzika. I tak pewnie by to trwało z 3 - 4 drzemki gdyby mi się coś nie przypomniało.
Tak na wpół śnie przypomniałam sobie jak czytałam dzień wcześniej jakąś informację na facebook'u na fanpage'u Półmaratonu Marzanny. Do tej pory nie mogę sobie przypomnieć co to była za informacja, ale pojawił się pod nią jeden komentarz, który wzburzył mi krew i o tym właśnie komentarzu przypomniałam sobie jak nie mogłam się rano zwlec z łóżka, żeby poświęcić swoją wolną niedzielę na pomoc biegaczom - czyli na pracę w wolontariacie.
Czego dotyczył komentarz?
Ktoś napisał, że izotonik, który dostał w pakiecie był najdroższym izotonikiem jaki kiedykolwiek miał. Tak i owszem, w pakietach startowych Półmaratonu Marzanny oprócz ulotek był tylko izotonik i koszulka techniczna.
Ale ludzie - przecież opłata startowa nie zostaje przeznaczona tylko na pakiet startowy. W tej kwocie zawarty jest medal, koszulki, numery startowe z chipami, opieka medyczna, organizacja trasy, posiłek na mecie, woda, banany itp. na trasie i wszelkie inne rzeczy, o których przeciętny biegacz nawet nie pomyśli. Tak naprawdę gdyby nie sponsorzy, to z samych opłat startowych nie można by zrobić biegu. To wie każdy, kto kiedykolwiek maczał palce w organizacji jakiejś imprezy biegowej. Ten oto delikwent, który podniósł mi ciśnienie takim oto komentarzem, na pewno z organizacją biegu nigdy nie miał nic wspólnego.
Ale jak sobie tak teraz o tym pomyślę, to w sumie powinnam mu podziękować, bo tylko dzięki niemu udało mi się zwlec z łóżka, bo jak mi się przypomniał owy komentarz to dostałam takiego nerwa, że już miałam po spaniu.
I dobrze, bo zdążyłam na 7:00 do biura zawodów, aby w pełnej gotowości oczekiwać na tłumy biegaczy. Dostałam śliczną zieloną koszulkę wolontariusza (biegacze dostawali białe).
Co mogę powiedzieć o organizacji biura zawodów? Uważam, że wszystko było perfekcyjnie dopracowane. Nikt nie czekał dłużej na odebranie numeru i pakietu startowego niż 3-4 minuty.
Niby wszystko było świetnie zorganizowane, a organizatorzy i tak dostali w skórę. Czemu? Nie wypalił depozyt. Złe miejsce, zła pogoda. Nawaliło wiele czynników. Biegacze musieli czekać w olbrzymiej kolejce do depozytu. Nie będę tu nikogo usprawiedliwiać. Wiem tylko jedno. Jak się okazało, że jest źle (przed biegiem), większość wolontariuszy z biura zawodów rzuciła się do pomocy do depozytu. Ja nie, bo moja noga mi na to nie pozwoliła, ale byłam tam na chwilę i widziałam jak biedni wolontariusze uwijają się jak mogą, żeby przejąć jak najwięcej worków, w jak
najkrótszym czasie (to było przed biegiem). Wszyscy pracowali w pocie czoła, a i tak zamiast słowa "dziękuję" usłyszeliśmy, że organizacja była do bani. Zawaliła jedna rzecz, dostało się wszystkim. No cóż, taki naród.
A ja? Gdy pakiety zostały rozdane i zaczął się bieg to poczłapałam w okolicę mety by popstrykać trochę fotek.
Zmarzłam przy tym okrutnie, bo z sobotniej wiosny zrobiła się niedzielna zima ale z 500 zdjęć pstryknęłam. I patrzyłam z taką olbrzymią zazdrością na tych wszystkich dobiegających do mety i sobie przypomniałam, że w tamtym roku Półmaraton Marzanny był moim pierwszym półmaratonem.

2 komentarze:

  1. koszulka wolontariuszy piękna.

    wiadomo, że opłata startowa nie jest przeznaczona tylko na pakiet, ja to w ogóle zawsze myślałam, że pakiet to fundują w całości sponsorzy plus jeszcze dokładają do reszty wydatków związanych z organizacją. bo chyba przecież sam organizator też coś musi chyba zarobić. w końcu organizacja biegu to ciężka i czasochłonna praca.

    z tym depozytem to nie ma się co dziwić, że ludzie narzekali. jeszcze pół biedy przed biegiem poczekać. ale po biegu jak wszyscy zmęczeni, mokrzy, zmarznięci, głodni (a kupon na posiłek i pieniądze w plecaku, który czeka w depozycie). i ani się przebrać ani ubrać ani zjeść. ogromnym pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie reakcja organizatora, który przyznał się, że zawalił w tej kwestii i przeprosił. a nie każdego na to stać. od razu po przeczytaniu tych przeprosin na fb jakoś cała złość mi przeszła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie są tacy co zarabiają na biegu, ale grupy biegowe (kluby, stowarzyszenia), które organizują biegi typu "biegacze dla biegaczy", to nie zarabiają, a zdarza się, że muszą jeszcze dołożyć do biegu (piszę o tych lokalnych krakowskich i podkrakowskich, nie wiem jak to wygląda gdzieś w innych miejscach w kraju), dlatego nie zawsze są np. koszulki w pakiecie, bo jak się nie uda znaleźć więcej sponsorów to wtedy nie ma koszulek, bo są ważniejsze wydatki, które trzeba pokryć. :)

      Usuń