poniedziałek, 8 czerwca 2015

siniaki i otarcia czyli ekstremalne zakończenie długiego weekendu

Długi weekend za nami. Pogoda nas rozpieszczała. Było ciepło, (czasami nawet za bardzo) i słonecznie.
Starałam się spędzić ten czas aktywnie, więc był i rower, i góry, i bieganie. Nawet poopalałam się trochę na leżaku co przy moim charakterze gdzie nie usiedzę chwilę w jednym miejscu to nie dala wyczyn. No dobrze, przyznaję się, usnęło mi się na słońcu, ale tylko na jakieś pół godzinki. Dzięki temu moje blade, prawie popielate, bo tak białe nogi nabrały trochę koloru i wyglądają teraz o wiele lepiej. A nie, przepraszam, wyglądały, do wczoraj, teraz są całe w siniakach, a lewe kolano spuchnęło tak bardzo, że jest dwa razy większe od prawego.
Co zatem wczoraj robiłam takiego, że mam na sobie tyle śladów bitewnych? Ano wzięłam udział w biegu z przeszkodami, który odbył się w Krakowie pod Wawelem, a zwał się Men Expert Survival Race.

Dzisiaj więc wszystko mnie boli. I tyłek, na który spadłam skacząc z bulwarów, aż brzdęknęło i nogi poobijane całe i ręce i ramiona, za które mnie wyciągali na ściany ci silniejsi z naszej drużyny. Ogólnie jestem skapciała i zdechnięta, ale gdybym miała jeszcze raz wziąć udział w takiej imprezie biegowej to nawet przez chwilę bym się nie zastanawiała. Było fantastycznie, wspaniale, rewelacyjnie. I te wszystkie przeszkody nie wydawały mi się wtedy takie straszne.
Teraz jak sobie o nich myślę, to straszne nie wydawały mi się dlatego, że biegliśmy całym teamem i my słabe kobiety mogłyśmy liczyć na pomoc naszych silnych kolegów. Gdybym jednak musiała biec sama (a było dużo osób, które nie biegły w zespole tylko solo) to niektóre przeszkody byłyby nie do pokonania.

A jakie to były przeszkody?
Zasłona dymna, której praktycznie nie było (nie wiem, może im się tam coś przytkało gdy akurat biegliśmy) ale spodziewałam się błądzić w dymie, a tu nic takiego nie było.
Za to trzeba się było wspiąć na ścianę betonową oddzielającą Bulwary Wiślane od ulicy i tu dosłownie koledzy powyrzucali nas na tę ścianę. Potem były po drodze równoważnie, które dały mi wiele frajdy, bo ja lubię wszelkie huśtawki i karuzele. I opony przez które trzeba było przebiec i zjazd ze skarpy po folii z lejącą się wodą i lądowanie w błocie, i spuszczanie się ze skarpy po linach i baseny z lodowatą wodą, z których nikt nie chciał wychodzić, bo był straszny upał i to co miało być dla nas nie do przeżycia było czystą przyjemnością. No może nie czystą, bo jak wszyscy biegacze po zaliczeniu błotka po zjeździe weszli do basenu to woda była bardzo brudna. Była też elektrofaza, czyli zwisające druciki z prądem, przez które należało przebiec. Podobno kopały. Mnie nie kopnął żaden, więc albo byłam za szybka (hahaha), albo już tak styrana, że nie poczułam.
 Jedną z przeszkód byli też Wikingowie, którzy stali na trasie biegu, a których trzeba było pokonać, aby biec dalej, a rzucali się na biegaczy z tarczami, gumowymi, czy styropianowymi pałkami itp. Zrobiliśmy zwarty szyk, gdzie kobiety wepchały się do środka i sruuu do przodu przez Wikingów. I znowu niczym nie dostałam, więc coraz bardziej (jak sobie o tym myślę) jestem przekonana, że jestem po prostu taka szybka (hehehe).
Były też po drodze ściany i strome podbiegi, i wieloryb, czyli taka dmuchana poducha na którą należało się jakoś wdrapać i na końcu kilkumetrowa rampa, na którą trzeba było jakimś cudem wbiec. Oczywiście wszędzie tam pomagali nam, kobietom koledzy z drużyny, (którzy pewnie dzisiaj rękami ruszać nie mogą) więc te wszystkie przeszkody były do pokonania.
Biegliśmy 5 km. Była też możliwość biegu dyszki i dodatkowe przeszkody na trasie, ale nie wiedząc czym to się je zdecydowaliśmy się na wersję light. Najpierw żałowałam, że to już koniec jak zbliżaliśmy się do mety, ale patrząc jaka jestem dzisiaj zepsuta to ta piątka to chyba był dobry pomysł. No cóż, nowe, ciekawe doświadczenie.
Zdobyliśmy miejsca gdzieś po połowie. W sumie nam bardzo na tym nie zależało, bo traktowaliśmy ten bieg jako zabawę, ale jestem pewna, że gdyby chłopcy z naszej grupy biegli bez nas kobiet jako kuli u nogi, to byliby gdzieś na początku listy z wynikami.

Na tym krótkim filmiku pokazane jest większość przeszkód, z którymi się zmagaliśmy.



2 komentarze:

  1. ale super! gratuluję odwagi, ja bym się bała, że nie podołam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wycisk fizyczny i nowi znajomi w super atmosferze? Mi się udało na Armageddon Challenge, tobie też się uda.

    OdpowiedzUsuń