poniedziałek, 1 czerwca 2015

Historia 4-go miejsca w II Biegu Sieprawska 5-tka

Opowiem Wam o tym jak boli 4 miejsce w swojej kategorii wiekowej. A boli i to bardzo.
Siepraw, mała miejscowość pomiędzy Krakowem a Myślenicami. Sobota, II Bieg Sieprawska 5-tka czyli 5 kilometrów po swoim terenie. I ta właśnie znajomość trasy mnie spaliła. Bieg do łatwych nie należał. W końcu nazwa ukształtowania terenu „Garby Sieprawskie” mówi sama za siebie. Wiedziałam dokładnie gdzie strome podbiegi, gdzie prosto, gdzie z górki i cały czas oszczędzałam siły, bo bałam się, że mogę nie dobiec do mety.
A jak wyglądała trasa? Najpierw musieliśmy wydostać się z boiska na główną drogę, więc biegliśmy pod górkę. Zgodnie z radami kolegi z klubu robiłam małe kroczki, ale biegłam cały czas. Potem było z górki, żeby skręcić w ulicę Św. Marcina pod kościół. To była najtrudniejsza część trasy, bo było bardzo stromo pod górę. Wiele razy biegłam tamtędy analizując czy lepiej biec małymi kroczami czy maszerować pod górę. Wygrał marsz, bo nie męczył mnie tak bardzo jak biegnięcie. I gdy sobie maszerowałam wyprzedziła mnie jedna kobieta z Sieprawia. Wiedziałam, że reprezentuje ona moją kategorię wiekową, więc ruszyłam z kopyta i przez prawie 2 km biegłyśmy razem. Niestety kolejny podbieg zostawił mnie w tyle. Zdążyłam jej jeszcze krzyknąć „do zobaczenia na mecie” i zwolniłam furcząc jak stara lokomotywa. Miałam ją cały czas przed sobą i starałam się zachować stałą odległość.
Właśnie, starałam się …  ale się nie udało, bo zagrzmiało kilka razy i z nieba zaczął padać deszcz. Nie, nie przeszkadzał mi on, a wręcz pomagał, bo ochładzał ciało i lżej się biegło. Do czasu gdy delikatny deszczyk zamienił się w ulewę i to taką, że zachlapała mi oczy i przez dobrą chwilę nic nie widziałam. Potem jeszcze puścił się przez chwilę grad z nieba i już biegłam prawie na oślep. Tak, dla tych wszystkich niedowiarków, którzy nie pamiętają gradu, ja biegłam przez chwilę w gradzie w okolicy kościółka Św. Marcina. Zresztą znajoma z innego klubu biegowego, która biegła kawałek za mną, też wpadła w grad.
Gdy już uporałam się z wszelkimi przeciwnościami i otworzyłam szeroko oczy, moje K30 do dogonienia było daleko przede mną. I to był ten moment gdy się poddałam, jakieś 600 metrów przed metą. Stwierdziłam, że już jej nie dogonię i do tej pory pluję sobie w brodę, że nie spróbowałam. Na ostatnim podbiegu już szłam, do czasu gdy jakiś chłopak z Lacho Team, już z medalem na szyi zaczął mnie dopingować, żebym biegła. Szkoda, że nie pojawił się na początku tej górki, ale i tak jestem mu bardzo wdzięczna za doping. To dużo daje. Kawałek przed metą pojawili się koledzy z mojego klubu biegowego, którzy też gorąco mnie dopingowali i motywowali do walki. Nie udało się, nie dogoniłam rywalki. Ale w pełni zasłużyła na swoje 3 miejsce w kategorii wiekowej. Pięknie biegła.
Dziękuję jej za motywację na trasie i za rywalizację. Dała mi nieźle popalić, ale to dobrze, niech wygrywa najlepszy.
A ja? Ja mam na swoje usprawiedliwienie, że po prawie półrocznej przerwie w bieganiu spowodowanej kontuzją, chwilę potrwa zanim odzyskam utraconą kondycję. Teraz będzie już tylko lepiej. Porażki motywują. A że 4 miejsce boli, to przekonałam się o tym dzisiaj na własnej skórze. Nie 5 czy 6 itd, najbardziej boli 4.


2 komentarze:

  1. rok temu zajęłam 5 miejsce w kategorii wiekowej w Skotnikach. to był chyba mój drugi bieg w ogóle, więc bardziej byłam dumna niż bolało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym była dumna z 5-go miejsca, ba, nawet z 4-go byłabym dumna gdyby nie to, że od 3-go dzieliło mnie tylko 10 sekund.

      Usuń