sobota, 10 maja 2014

dwa zawody biegowe w jeden dzień = samobójstwo

Moja rodzina, moi znajomi powiedzieli, że jestem szalona. Tak po dzisiejszym dniu przyznaję im rację.
Bo kto o zdrowych zmysłach, taki bardzo amator biegania bierze udział w dwóch zawodach biegowych w jednym dniu.
A tak było dzisiaj.
Jakieś pół roku temu zapisałam się na zawody do Skawiny, na 10km i ok. A tu całkiem niedawno pojawiły się zawody biegowe na 5km w Sieprawiu (między Myślenicami, a Krakowem) i oczywiście w tym samym dniu. Na te drugie zawody miałam bardzo, ale to bardzo blisko i jak tu nie iść. Obczaiłam wszystko i stwierdziłam, ze jak się sprężę to zdążę tu i tu. W Sieprawiu było te 5km o 13:00. W Skawinie o 15:30.
Cały dzień spędziłam dziś na zawodach bo najpierw o 11:00 biegło na 1000m w Sieprawiu moje dziecię. Poszło mu marnie, nawet nie chciał startować, bo był zmęczony po dwudniowej wycieczce szkolnej, z której wrócił wczoraj wieczorem (nawet nie chcę wiedzieć, co się tam działo, że on taaaaki zmęczony wrócił). Ale pobiegł. Potem o 13:00 biegłam ja. Dzięcię zostało uwieszone na szyi aparatem i miał robić wszystkim zawodnikom zdjęcia. Robił, jak robił, ale coś tam jest.
Wpadłam na metę, oczywiście z kolką, a jak, normalnie jakby jej nie było to bałabym się, że coś jest nie tak. Ostatnio zawsze mi towarzyszy przy biegach. Znajomi śmieją się ze mnie, że mam tam gdzieś zamontowany tempomat, że jak przekraczam daną prędkość, to się włącza jako kolka wysiłkowa. No coś w tym jest.
Wpadłam zatem na tę metę, odsapnęłam i stwierdziłam, że jadę do Skawiny. Wcześniej tylko do domu na szybko wziąć prysznic i już pędem (oczywiście autem, nie nogami) do Skawiny. Dziecię zabrał dziadek do siebie, bo przecie matka nawet czasu nie miała, co by obiad jakiś upichcić dla młodego. Dobrze, że są dziadkowie. Wspaniała instytucja.
W drodze do Skawiny dostałam telefon, że ja drugie miejsce zajęłam w swojej klasie wiekowej kobiet. No wgięło mnie. I że mam srebrny medal, i że ominęło mnie dekorowanie. Wow. W szoku byłam. Medal miał na mnie czekać w domu jak wrócę.


Paradoksem jest to, że ja z miesiąc wcześniej wykłócałam się z organizatorem biegów w Sieprawiu o medale. Bo oni się uparli, że medale będą tylko dla zwycięzców, a ja się upierałam, ze powinny być takie pamiątkowe dla wszystkich. No i medal mam. Hehe.

Za to w Skawinie byłam wrakiem. Jakaś dziewczyna dała mi tabletkę przeciwbólową przed biegiem, bo mi głowę rozsadzało. Biegłam sobie powoli, a kolka wcale nie ustępowała. W pewnym momencie naprawdę chciałam odpuścić, co jest dla mnie niewyobrażalne, ale tak miałam dość. Na końcu biegliśmy przez park, a ja marudziłam do sąsiadów biegaczy, że gdzie ta meta, że biegnę i biegnę, słyszę ich jak gadają przy mecie, a jej nie widać. Myślałam, że nie dobiegnę. To był koszmar. Już dawno się tak nie umęczyłam.
Obiecałam sobie, że nigdy więcej dwóch zawodów biegowych w jednym dniu. Oczywiście od następnego tygodnia, bo w następną sobotę też mam dwa w Krakowie (RMF i MiniMaraton, a wieczór wcześniej Bieg Nocny na 10km) ale to już po 4.5km a nie 5 i 10km.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz