poniedziałek, 5 maja 2014

Ojcowski Park Narodowy z nietoperzami w tle

W niedzielę na zakończenie długiego weekendu majowego wybraliśmy się do Doliny Prądnika w Ojcowskim Parku Narodowym.
Kto nie był, musi koniecznie się wybrać, gdyż jest pięknie. Ja kiedyś byłam, dziecię moje nie do końca, (bo raz z wycieczką szkolną przelecieli wybiórczo przez atrakcje Ojcowskiego Parku Narodowego), więc się nie liczy. Postanowiłam zatem pokazać dziecięciu swemu uroki naszej Polski.
Samochód zostawiliśmy na Parkingu w Czajowicach, skąd rzut beretem do Groty Łokietka. Ale Grotę ową sobie odpuściliśmy, gdyż wszyscy biorący udział w wycieczce już tam byli. Poszliśmy więc przez Las Chełmski, Bramę Krakowską, zahaczając o źródełko miłości (dziecię trzeba było od wody odciągać, gdyż wylał pół źródła na wszystko co się ruszało i nie ruszało w promieniu 30 metrów z szelmowskim uśmiechem na twarzy). 
Poszliśmy do Jaskini Ciemnej. Pamiętałam, że tam wchodziło się ze świecami (które przed wejściem rozdawał przewodnik), więc pomyślałam, atrakcja dla młodego. Taaaaa. Tylko, że jak dawno temu tam byłam, mało kto miał telefon komórkowy, nie mówiąc już o tym, że z wmontowaną latarką w telefon. Zatem w jaskini ciemnej było prawie tak jasno od latarek telefonowych jak na zewnątrz. Świeca więc przypadła mężowi, dziecię złapało w łapkę mój telefon z latarką. Pan przewodnik oprowadził, opowiedział o jaskini i pokazał nam mnóstwo nietoperzy (podkowce małe), które akurat dzień wcześniej wróciły do jaskini bo się ochłodziło.
Ile się pan przewodnik nagadał, że to przyjazne stworzenia, nie gryzą, nie piją krwi, nie wplątują się we włosy i absolutnie nie należy się ich bać. Uczepione o skały, zwinięte w kokoniki spały sobie gdzieś kilkanaście metrów nad nami, więc spoko, stwierdziłam, niegroźne. Ale oczywiście dziecię me z latarką w łapie wyczaił na ścianie trzy nietoperze zaraz obok na wyciągniecie dłoni. Jak jednemu przyświecił w kokonik to się obudził, jak się obudził to zaczął czyścić futerko, pewnie na pół śpiąco nie wyczaił jeszcze, że dziecię stoi obok i daje mu światłem po oczach. Chwilę trwało, zanim się zorientował, a jak się już zorientował to odfrunął przed samymi moimi oczami. Na prawdę, przed samymi. Żyłki w jego oczach zobaczyłam, tak był blisko. Podobno zapiszczałam dosyć donośnie. Ja się nie przyznaję. To się działo za szybko. Jeśli już nawet, to musiał być to odruch bezwarunkowy.
Nie boję się przecie nietoperzy. Chyba. Ale podobno w piskach zawtórowały mi dwie małe dziewczynki, więc jak Pan przewodnik zaczął nas ochrzaniać, mówiąc "co ja przed chwilą mówiłem, o baniu się nietoperzy ..." to zwaliłam winę na owe dziewczynki, że ja nie, no skąd, ja piszczałam? Niemożliwe.
Z jaskini Ciemnej poszliśmy wzdłuż Doliny Prądnika do ruin zamku ojcowskiego oraz do Kaplicy na Wodzie. Część z nas (ta słabsza) tam została, a reszta wróciła czarnym szlakiem po samochody.
Wycieczka udana. Prawie 11km przedeptaliśmy. Było słonecznie, aczkolwiek zimnawo (jakieś 11-12 stopni).


Poniżej kilka zdjęć.


 źródełko miłości w Dolinie Prądnika
źródełko miłości w Dolinie Prądnika

Brama Krakowska

Dolina Prądnika

przy Jaskini Ciemnej

widok od Jaskini Ciemnej na Bramę Krakowską

Dolina Prądnika

Dolina Prądnika

zamek w Ojcowie

Kaplica na Wodzie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz