niedziela, 18 maja 2014

Weekend biegowy w Krakowie

W mokrym, deszczowym Krakowie odbył się szereg biegów z okazji weekendu biegowego nazywanego  "KRAKOWSKIE SPOTKANIA BIEGOWE 16-18 MAJA 2014"
Spotkania biegowe zaczęły się od Biegu Nocnego w piątek 16 maja, a skończyły dzisiaj 13 Cracovia Maraton. W maratonie oczywiście nie brałam udziału, bo jeszcze nie czuję się na siłach.
Wzięłam udział w Biegu Nocnym, który odbył się o 21:00.
Po południu odebrałam sobie pakiet startowy i zapisałam od razu rodzinkę jako drużyna na Mini Maraton na sobotę, co by nie zostawiać tego na wieczór przed biegiem, bo przecież cały czas była ulewa. Nie padało, lało tak, że wycieraczki nie nadążały zbierać gdy wracałam do domu.
Trochę byłam tą pogodą przerażona, ale pojechałam. W ostatniej chwili zmieniono trasę, gdyż bulwary wiślane zostały zalane. Biegaliśmy zatem 3 okrążenia wokół Błoń Krakowskich. Trochę mało komfortowo szczególnie dla tych najszybszych, bo gdy oni ciągnęli już trzecie okrążenie, większość była przy drugim. I co z tego, że krzyczeli kto mógł, aby biec lewą stroną, jak ludzie pozatykali uszy słuchawkami i mieli wszystko gdzieś. Wrrrr. Jaka ja uczulona na egoizm ludzki jestem, jaką ja miałam ochotę tak podbiec do jednego czy drugiego zasłuchanego i tak palnąć w łeb. Wrrrr. W takich sytuacjach budzą się we mnie instynkty człowieka pierwotnego.
Poza tym całkiem dobrze mi się biegło. Nie padało, wiem, niewiarygodne, a jednak. Na chwilę przed startem przestało padać i nie padało przez całe 52 minuty, które biegłam. Oczywiście buty miałam przemoczone, bo wpadało się z kałuży w kałużę, ale to szczegół.

W sobotę o 12:30 był Bieg o Puchar Radia RMF.
Oczywiście lało, ale i tak biegło się całkiem przyjemnie. Z Błoni na Kopiec Kościuszki i z powrotem na Błonia. Do tej pory nie wiem jaki dystans, bo gps mi zastrajkował i się nie włączył wcale, a na każdej możliwej stronie internetowej która mówiła coś o tym biegu podany był inny dystans (od 3.5-4.5km) , ale to nieważne, bo bieg ten traktowałam lightowo, towarzysko, gdyż po pierwsze biegłam z grupą znajomych, którzy biegają jeszcze mniej i krócej ode mnie, a po drugie o 15:00 miałam drugi bieg (Mini Maraton).
Warunkiem uczestniczenia w tym biegu było biegnięcie w żółtej koszulce RMF-u, które rozdawali przed biegiem. Jak zobaczyłam jak wyglądamy po biegu to myślałam, że umrę ze śmiechu. Ufajdani po same uszy w błocie i przemoczeni do suchej nitki. Na szczęście miałam komplet ubrań do przebrania włącznie z butami i bielizną. Włosy wysuszyłam pod suszarką łazienkową, która mi ufajczyła trochę włosów, (nie cierpię smrodu spalonych włosów) ale tylko troszkę, więc nie widać.


W Mini Maratonie mieliśmy wziąć udział jako grupa rodzinna. Ja, kuzynka, dziecię me i dziadek.
I oczywiście od początku problemy, bo kuzynka wystraszyła się deszczu więc musiałam ją zastąpić inną, a do tego dziadki z młodym utknęli w korkach i przyjechali w ostatniej chwili.
Wpadliśmy więc szybko na metę 2 minuty przed rozpoczęciem, gdzie myślałam, że będzie też start, a tu mi ochrona mówi, że start to jest 500 metrów dalej. Biegliśmy zatem na ten start ile tchu. Dobrze, ze chociaż przestało padać. Wpadliśmy tam jak zaczęło się odliczanie, więc ustawiliśmy się pod koniec, żeby złapać oddech, szczególnie, że mnie dopadła kolka i dziecię moje też. Martwiłam się też o dziadka, ale ten ustawił się z przodu i ruszył od razu.
Przekazałam dziecięciu żeby biegł za wszystkimi, jak nie da rady to niech idzie szybkim krokiem byleby do mety doszedł i pobiegłam. Goniłam dziadka i go nie dogoniłam. Tzn podobno go gdzieś wyprzedziłam na trasie, ale nie zauważyłam go i gnałam dalej myśląc, że on przede mną. Wpadłam na metę z tak olbrzymim bólem kolkowym, że aż mi się nogi same składały. Zaraz za mną wbiegła wymieniona kuzynka i mi mówi, ze dziecię biegnie zaraz za nią. Niemożliwe pomyślałam, bo biegnąc do mety już układałam w głowie plan, że jak dobiegnę to się potem wrócę i poszukam dziecięcia i będę go dopingować aby jakoś doszedł.
A on rzeczywiście wpadł zaraz za nią. Miał tylko minutę straty za mną. Do tej pory nie mogę w to uwierzyć, a jaki był i nadal jest z siebie dumny. Dziadkowi też całkiem nieźle poszło jak na dziadka niebiegającego.
Dzisiaj maraton, trochę mi żal, że nie mam jeszcze takiej kondycji aby w nim wziąć udział, ale trudno, wszystko przede mną.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz